W archikatedrze warszawskiej, jak każdego 28. dnia miesiąca, została odprawiona Msza św. o owoce beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego. Przewodniczył jej i homilię na temat "Prymas Wyszyński a Seminarium" wygłosił ks. dr Wojciech Bartkowicz, rektor Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie.
Na początku homilii ks. Bartkowicz, w nawiązaniu do Ewangelii, podkreślił, że każde seminarium może być nazwane górą czy szpitalem przemienienia. Kard. Wyszyński bardzo często nazywał seminarium łonem matki Kościoła, bo “w tym łonie rzeczywiście dochodzi do tajemniczego cudu w sercach powołanych”. - Cudu przeistoczenia człowieka wyjętego z ludu, który ma reprezentować Boga i mówić: bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje; ja odpuszczam tobie grzechy. To niezwykłe wezwanie. Jaka dramatyczna przemiana musi się dokonać w sercu, aby odważnie i z przekonaniem wypowiadać te słowa - mówił.
Ks. Bartkowicz omówił temat w trzech odsłonach: seminarium księdza Wyszyńskiego; prymas jako formator seminaryjny, prymas widziany przez kleryków.
Jak przypomniał rektor warszawskiego seminarium, w biografiach przyjmuje się, że ks. Wyszyński spędził w seminarium cztery lata. - Cztery lata minęły od kiedy Stefek Wyszyński wstąpił do seminarium włocławskiego, po którym później otrzymał święcenia. Ale to nie był koniec seminarium ks. Wyszyńskiego - mówił.
Rektor seminarium zwrócił uwagę, że w biografii prymasa Wyszyńskiego należy uwzględnić również jego lata formacji w uwięzieniu. - Te trzy lata spędzone w kilku miejscach, to były bardzo ważne i twórcze lata formacji księdza, biskupa, prymasa Wyszyńskiego. Trzy lata podporządkowane surowej autodyscyplinie, w ciągu których - nie wiedząc, co z nim będzie, czy kiedykolwiek przyjdzie mu znowu pełnić posługę - narzucił sobie ambitny program formacyjny. Każdy, kto czytał zapiski i program dnia mógłby powiedzieć, że to surowszy program niż klerycki, większe wymagania niż stawiane klerykowi seminarium. I może tym trudniejsze, bo sam musiał być dla siebie rektorem, prefektem, ojcem duchownym - podkreślił ks. Bartkowicz.
Jak dodał, trzy lata to mniej więcej tysiąc dni, kiedy codziennie 10 czy 12 godzin kard. Wyszyński poświęcał na modlitwę, pracę. - To był czas stricte formacyjny. To daje razem 10 tysięcy godzin - mówił rektor seminarium i dodał, że według niektórych badań 10 tysięcy godzin pracy nad daną umiejętnością przynosi poziom mistrzowski.
- Kiedy analizowałem tę teorię w kontekście księdza prymasa, to doszedłem do wniosku, że jego podejście do życia, odczytywanie znaków czasu było mistrzowskie. I że te 10 tysięcy godzin uczciwe poświęcił na modlitwę, studium, lektury - bardzo uczciwie formujący się kleryk, prymas - dodał ks. Bartkowicz.
Później duchowny przywołał trzy teksty, które kard. Wyszyński wygłosił do kleryków seminarium warszawskiego. Jeden z nich podsumowywał rekolekcje wielkopostne alumnów w marcu 1963 roku. Prymas powiedział im o miłości, która jest najważniejsza oraz skomentował “Hymn o miłości”, nazywając go “programem wybitnie kapłańskim”.
“Wy sami musicie się w tej cnocie rozpoznać, rozeznać, rozkochać (…) Musicie rozmiłować się w miłości, w ten sposób zostawszy synami miłości, staniecie się świadkami i apostołami miłości. Sens waszego kapłańskiego życia wyraża się w miłości” - mówił Prymas Wyszyński do kleryków.
Na koniec ks. Bartkowicz przywołał świadectwa kleryków, którzy formowali się w warszawskim seminarium za czasów Prymasa Wyszyńskiego.
W nawiązaniu do daty rocznicy śmierci Prymasa Tysiąclecia 28 dzień miesiąca to od lat dzień modlitwy przy grobie kard. Stefana Wyszyńskiego w stołecznej Archikatedrze. Najpierw modlono się o jego beatyfikację, a od listopada 2019 roku trwa przygotowanie pastoralne i modlitwa o owoce beatyfikacji. Niewykluczone, że w przyszłości, jeśli tak zdecyduje papież, będzie to dzień liturgicznego wspomnienia Prymasa Wyszyńskiego.