Kiedy była dzieckiem, zazdrościła swojej babci, że spotykała na ulicach Krakowa Brata Alberta. Była pewna, że sama nigdy nie będzie miała szczęścia zobaczyć żadnego błogosławionego. Tymczasem poznała Jana Pawła II i wynoszonych na ołtarze kard. Wyszyńskiego i matkę Czacką.
– Gdy zobaczyłam Laski, wiedziałam, że to jest to. 9 lipca 1954 r. dostałam tu od s. Marii Gołębiowskiej mały obrazek z napisem: „Miłość Chrystusowa przynagla nas”. Mam go zresztą do dziś. Słowa te chodziły za mną i niepokoiły mnie każdego dnia – wspomina franciszkanka. Myśl o powołaniu nurtowała ją od dawna. Mama i babcia przeczuwały to, ale radziły, by zaczekać z decyzją. Teraz nadarzała się okazja. Odbyła zasadniczą rozmowę z matką Benedyktą, której chora już matka Czacka przekazała wszystkie obowiązki przełożonej. Krysia była pewna, że już od zaraz zostanie w Laskach. Ale matka generalna ostudziła młodzieńczy zapał, polecając ukończyć ostatni rok matematyki w Krakowie. Czy można wyobrazić sobie zawód, jaki przeżyła młoda kandydatka do zakonu? Po powrocie do Krakowa poskarżyła się Wujkowi. Lecz on jeszcze pochwalił roztropność franciszkanki! Krysia niemal się na niego obraziła. Studia skończyła, ale trochę postawiła na swoim. Złożyła pracę magisterską i 2 sierpnia 1955 r. przyjechała do Lasek. – Tego samego dnia z rąk matki Czackiej, ku wielkiej mojej radości, otrzymałam welonik. Miałam czarną postulancką sukienkę – opowiada.
Do obrony pracy przygotowywała się na laseckich polanach. Do dziś pamięta, jak gryzły wtedy komary. Kilka tygodni później stawiła się znowu w Krakowie. Koledzy i profesorowie mówili, że w weloniku i długiej sukni wygląda jak średniowieczna mniszka po wieczystych ślubach. Dalecy od prawdy nie byli, choć myśleli, że przebrała się na juwenalia. Strój postulantki nie spodobał się jednak w kuratorium, które skierowało ją po obronie z nakazem pracy w szkole w Górze Kalwarii. Stwierdziła, że nie zdejmie go, bo jest franciszkanką.
– Był wówczas przepis, że z nakazu pracy mogą być zwolnieni m.in. niesprawni umysłowo, chorzy psychicznie i zakonnice. Dzięki temu mogłam jako postulantka podjąć pracę w szkole w Laskach. Po postulacie spotkałam Wujka. Powiedziałam, że będę franciszkanką służebnicą Krzyża. Pobłogosławił – wspomina s. Miriam. Spotkał ją tu, gdy już jako biskup przyjechał do Lasek na spotkanie z ks. Tadeuszem Fedorowiczem. Kilka razy spotykała go w Rzymie, a także na Ukrainie, gdzie pracowała przez 27 lat. Ostatni raz widziała się z nim w Kijowie, w 2001 r., gdy z niewidomą dziewczynką niosły dary podczas Mszy św.