Przed Świątynią Opatrzności Bożej radosna atmosfera oczekiwania na nowych błogosławionych. Nie wszyscy się zmieścili.
Jarosław Kotwica i Krzysztof Pisarek także byli mali, gdy spotkali kard. Wyszyńskiego.
Jarosław Kotwica i Krzysztof Pisarek przyjechali z archidiecezji gnieźnieńskiej. Tomasz Gołąb /Foto Gość- Byliśmy ministrantami. Przyjechał do nas, do parafii Srebrna Góra, w której komuniści spalili nam kościół. W 1978 r. prymas przyjechał na poświęcenie odbudowanej świątyni, a myśmy go witali. Wydawał nam się wówczas taki surowy. Mieliśmy po 6-7 lat i nogi nam się trzęsły jak trzcina na wietrze. Ale gdy jesienią zobaczyliśmy homagium i jak serdecznie przytulił go Jan Paweł II, całe to wrażenie prysło - wspominają. Przed Świątynią Opatrzności Bożej chcą się modlić za swoje chore na nowotwory żony i ciężko chorego organistę.
Maria Plechawska ma się za kogo modlić. Ma trzynaścioro wnucząt, ale dziś chce się też szczególnie modlić za Polskę. Tomasz Gołąb /Foto GośćZ Zamościa na beatyfikację przyjechała także Teresa Plechawska, emerytowana nauczycielka i babcia trzynaściorga wnucząt.
- Kard. Wyszyńskiego znam tylko z książek, ale stał mi się bardzo bliski sercu z powodu swojej ogromnej pokory. Pamiętam też, że Jan Papież II mówił, iż nie byłoby polskiego papieża, gdyby nie posługa i maryjność Prymasa Tysiąclecia. Ponieważ jednak mieszkam 50 km od związanego z matką Czacką Żułowa, bliska mi jest również posługa jej i Franciszkanek Służebnic Krzyża - mówi Teresa Plechawska.