Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Woroniecki, Woroniecki…

27 lutego w Krakowie zakończy się diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego założyciela klasztoru na Służewie. To dobra okazja, by przypomnieć, co pozostawił po sobie w stolicy.

Marianna Jastrzębska koniecznie chciała dowiedzieć się, kim jest Woroniecki, którego nazwisko kilkukrotnie obudziło ją w nocy. – Miałam znajomą staruszkę, która umierała w szpitalu. Leżała nieprzytomna. Wezwałam księdza, żeby namaścił ją olejami świętymi – zaczyna opowieść o łasce otrzymanej za przyczyną kandydata na ołtarze. Niedługo potem doszło do nietypowej sytuacji. Leżąc w łóżku, pani Marianna kilkukrotnie usłyszała wypowiedziane słowo: „Woroniecki…, Woroniecki…”.

– Nie znałam tego nazwiska, więc nie wiedziałam, o kogo chodzi. Mimo to wewnętrznie czułam, że ma ono jakiś związek z moją umierającą znajomą – wspomina. Następnego dnia Marianna Jastrzębska postanowiła udać się do szpitala. – Ku mojemu zdumieniu znajoma była całkowicie przytomna. Zapytałam ją, czy pragnie przyjąć księdza. Wyspowiadała się i przyjęła Jezusa w Komunii św. Wkrótce po tym zasnęła w Panu – mówi. – Kapłan, który udzielił jej sakramentów, kazał mi to wszystko spisać i obiecał podpisać się jako świadek. Stwierdził, że wydarzenie to jest „wyraźnie cudowne” – dodaje.

Brewiarz, krzyż i listy

Świadectwo łaski przypisywanej wstawiennictwu sługi Bożego o. Jacka Woronieckiego znajduje się w archiwum domu generalnego Zgromadzenia Sióstr Dominikanek Misjonarek Jezusa i Maryi w Zielonce. – Urodzony w książęcej rodzinie w Lublinie o. Jacek Woroniecki zmarł 18 maja 1949 r. w Krakowie w opinii świętości. Od tego czasu zbieramy świadectwa otrzymanych za jego przyczyną łask – wyjaśnia s. Gabriela Wistuba, wicepostulatorka rozpoczętego w 2004 r. procesu beatyfikacyjnego dominikanina. – Ludzie dzielą się swoimi historiami wyjścia z długów, poprawy skomplikowanej sytuacji życiowej, wyjścia z nałogów, znalezienia dobrej pracy czy odzyskania zdrowia. Do niektórych świadectw dołączona jest dokumentacja medyczna potwierdzająca niewyjaśnione z punktu widzenia nauki uzdrowienie – mówi. – Wiele z tych łask zostało wymodlonych przy grobie ojca Woronieckiego. Znam na przykład studentki, które przed każdą sesją modlą się u jego grobu i jeszcze nie zdarzyło się, żeby nie zdały – dodaje. Siostra Gabriela sama często nawiedza znajdujący się w podziemiach kościoła św. Jacka przy ul. Freta grób o. Woronieckiego. Doczesne szczątki dominikanina zostały tu przeniesione z Krakowa 7 lat po jego śmierci. – Modlę się tu przed podjęciem ważnych decyzji. Ojciec Jacek jest dla mnie kimś więcej niż tylko założycielem naszego zgromadzenia. To mój przyjaciel. Czuję jego obecność i opiekę – mówi dominikanka. Kandydata na ołtarze miała okazję bliżej poznać podczas zakonnego życia: początkowo w ramach formacji, następnie pisząc pracę magisterską i doktorat na podstawie jego dzieł, a ostatnie 18 lat pracując przy jego procesie beatyfikacyjnym. – Cała spuścizna o. Jacka Woronieckiego znajduje się w archiwum Polskiej Prowincji Dominikanów w Krakowie. My zbieramy po nim pamiątki, z których planujemy utworzyć poświęconą mu izbę pamięci. W tym domu zatrzymywał się przecież podczas wizyt w Zielonce – mówi s. Gabriela i pokazuje osobiste przedmioty należące do dominikanina. Wśród nich jest krzyż, który nosił przy swoim różańcu, a także osobiste brewiarze, gromnica, przy której umierał, notatki z intencjami mszalnymi z całego kapłańskiego życia i rękopisy niektórych dzieł. Zachowały się także ogromne zbiory listów, zdjęć, obrazki, które rozdawał, książki z odręcznie napisaną dedykacją. – Pamiątek ciągle przybywa. Obecnie staramy się o replikę wizerunku Matki Bożej Kańskiej, który czczony był w rodzinnym majątku Woronieckich w Kaniem koło Chełma – mówi s. Wistuba. Wartością jest także jego spuścizna intelektualna. Ojciec Woroniecki był wybitnym teologiem, filozofem, pedagogiem i jednym z najwybitniejszych polskich tomistów. Pozostawił ponad 200 tytułów wydanych drukiem oraz ponad 60 rękopisów. Do najważniejszych jego dzieł należą „Katolicka etyka wychowawcza” oraz „Pełnia modlitwy. Studium teologiczne dla inteligencji”, ale także „Umiejętność zarządzania i rozkazywania” czy „Tajemnica Miłosierdzia Bożego”.

Misyjny testament

Największą warszawską spuścizną, jaką po sobie zostawił o. Jacek Woroniecki, są dzieła, które zainicjował w stolicy. Z pragnienia ewangelizacji Rosji w 1932 r. powstało Zgromadzenia Sióstr Dominikanek Misjonarek Jezusa i Maryi w Zielonce. – Obok ogromnego intelektu miał wrażliwość na ludzką biedę moralną, duchową, materialną. Z tego współczucia zrodziła się myśl, by na tereny zateizowane przez sowiecki komunizm zanieść wiarę w Chrystusa, którego sam doświadczył – mówi siostra Franciszka, posługująca od 19 lat w Rosji. – My jesteśmy przedłużeniem jego ewangelizacyjnej misji i wypełnieniem jego testamentu – dodaje. Dziś dominikanki misjonarki mają swoje placówki nie tylko w Warszawie na Saskiej Kępie, Ochocie i w Józefowie, gdzie prowadzą katechezy i parafialną zakrystię, ale także w Fastowie na Ukrainie, Lipawie i Kuldīdze na Łotwie, w Orle i Woroneżu w Rosji oraz w Oruro w Boliwii. – Bez wątpienia jest to prorocze dzieło naszego założyciela, którego charyzmat w tej chwili, podczas konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, jest niezwykle potrzebny Kościołowi. Przez wiele lat, gdy granice były zamknięte, modliłyśmy się za ateizowane narody, dziś, będąc na miejscu, możemy współdzielić ich los – zauważa dominikanka. Misjonarka przyznaje, że w kraju, który jest wojennym agresorem, nie jest łatwo głosić Dobrą Nowinę i podtrzymywać w wierze tych, którzy mimo że doświadczają skutków zła, chcą w niej wytrwać. – Zrozumiałam, że naszą rolą dziś, kiedy na Rosję spada tyle przekleństw, jest bycie tarczą, która odbija pociski Złego. Poprzez naszą modlitwę, pokutę i miłość mamy być świadkami Boga, bo tylko On jest w stanie napełnić ludzkie serce szczęściem i pokojem – mówi. – W ciągu roku z terenu, na którym posługujemy, wyjechało kilka zgromadzeń. Czasami zastanawiam się, co w sytuacji wojny zrobiłby o. Woroniecki. Jestem przekonana, że zostałby i byłby cały dla ludzi, którzy przeżywają być może najtrudniejsze chwile w swoim życiu – dodaje.

Maksimum człowieczeństwa

Z ideą powrotu dominikanów do Warszawy o. Woroniecki nosił się od początku swojej zakonnej drogi. – Zabiegał szczególnie o stolicę, gdyż tu odradzała się elita niepodległej Polski. Sam, jeszcze jako rektor KUL-u, przyjeżdżał do stolicy, towarzysząc różnym grupom i głosząc rekolekcje. Fascynuje mnie, jak wiele wkładał wysiłku w to, żeby pomóc człowiekowi dojść do własnego maksimum w rozwoju intelektualnym i duchowym – zauważa s. Gabriela. – Z domu rodzinnego wyniósł miłość do ojczyzny, znajomość języków obcych, ale także zasadę, że kto posiada majątek lub wiedzę, powinien się nimi dzielić z innymi – dodaje. Marzenie o. Woronieckiego ziściło się w roku 1934 r., kiedy po wielu staraniach rozpoczęto budowę klasztoru na Służewie, w którym oprócz domu zakonnego miał mieścić się także dom studiów dla kandydatów do ewangelizowania z krajów słowiańskich. Dziś erygowana w 1952 r. parafia św. Dominika swoją opieką obejmuje blisko 16 tysięcy mieszkańców, a także wielu wiernych z całej Warszawy, którzy przyjeżdżają na Służew, by się modlić. Przy klasztorze działają liczne duszpasterstwa i wspólnoty. Prowadzone jest duszpasterstwo rodzin DROPS, co miesiąc odbywają się także spotkania rodziców, którzy stracili dziecko. Od lat 60. przy klasztorze działają Instytut Tomistyczny, a także Dominikańska Akademia Rodzinna. Przez cały rok trwa tu także Studium Dominicanum – Szkoła Filozofii i Teologii, a także Studium Chrześcijańskiego Wschodu i Szkoła Śpiewu Liturgicznego. W misję głoszenia Ewangelii włączają się świeccy dominikanie z dwóch przyklasztornych fraterni: pw. bł. Michała Czartoryskiego i pw. bł. Imeldy. Dominikanie prężnie działają również w mediach społecznościowych. – Poprzez swoją posługę duszpasterską i towarzyszenie sprawiacie, że ludzie, którzy są z wami, stają się piękniejsi. Dzięki temu mogą przyprowadzić do Kościoła tych, którzy są od niego daleko. Tak było w moim przypadku, kiedy do Kościoła przyprowadziła mnie moja przyszła żona. Zachwyciłem się nią, kiedy prowadziła dominikańską scholę – mówił Michał Łuczewski podczas sesji z okazji 80-lecia istnienia klasztoru dominikanów na warszawskim Służewie. I o to chyba najbardziej kandydatowi na ołtarze, założycielowi Służewa chodziło. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy