Rozrabiaka w dzieciństwie, kibic od młodości, kawalarz od zawsze. Swój chłop, kapłan, przyjaciel Boga i ludzi. Ukazała się książka o ks. Bogusławie Kowalskim.
W poruszającej i pełnej humoru rozmowie z Katarzyną Szkarpetowską ks. Boguś dzieli się swoją codziennością, wspomnieniami z domu rodzinnego, historią przyjaźni z ks. Pawlukiewiczem oraz drogą do powołania. Z rozrzewnieniem wspomina sąsiadki, które skarżyły na niego do jego mamy, że popalał papierosy nad Wisłą, a po latach ze „skruchą” przychodziły do niego do spowiedzi do katedry praskiej, gdzie przez kilka lat był proboszczem. Mówi o wstawaniu o 5.00 i poobiednich drzemkach, z których wieloletnia gospodyni mogła go wybudzić tylko w trzech przypadkach – powodzi, pożaru i zniesieniu celibatu przez papieża. – Po latach, to już tylko te dwie pierwsze okoliczności wchodzą w grę – uśmiecha się. Na pytanie, czy teraz, tak jak wtedy po technikum, poszedłby do seminarium, odpowiada: – Tak, wybrałbym kapłaństwo. I jako ksiądz czuję się spełniony. Niekiedy ludzie mówią: „Taki młody, a poświęcił całe życie, poszedł na służbę Bogu i ludziom”. Z tym „poświęcił całe życie” to nie do końca tak. Powołanie jest łaską, człowiek zostaje przez Pana Boga obdarowany. Dzięki służbie ludziom, których Stwórca stawia na naszej drodze, nam, księżom, łatwiej będzie się zbawić. Święty Jan Maria Vianney, znany jako proboszcz z Ars, mówił, że do nieba będziemy wchodzili z ludźmi, których doprowadziliśmy do wiary, do Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.