Diakon Michał Maciejny przyjął święcenia kapłańskie z rąk kard. Kazimierza Nycza w sanktuarium św. Andrzeja Boboli.
Ojciec Maciejny, syn Małgorzaty i Radosława, który urodził się w 1994 r. w Dusznikach, po ukończeniu liceum wstąpił do Towarzystwa Jezusowego, a po studiach filozoficznych w Krakowie odbył praktykę duszpasterską w Gdyni i Warszawie. Do przyjęcia święceń przygotowywał się przez studia teologiczne w Akademii Katolickiej w Warszawie oraz na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Angażował się w działalność Wspólnot Życia Chrześcijańskiego.
Biegle posługuje się nowoczesnymi formami komunikacji. Jego kanał na TY nosi nazwę "Brat Michał", na którym przekłada nauczanie papieskie o braterstwie z encyklik na konkretną rzeczywistość społeczną i medialną. Lubi robić zdjęcia, nie tylko w trakcie wydarzeń religijnych.
Otrzymał święcenia tytułem służby Bogu i Kościołowi w zakonie jezuickim z rąk kard. Nycza i od nowego roku podejmie posługę w sanktuarium przy Rakowickiej i w Piotrkowie Trybunalskim.
Głównym obrzędem święceń była modlitwa konsekracyjna i gest nałożenia rąk przez metropolitę warszawskiego. Za nim ten sam gest powtórzyli wszyscy obecni w świątyni kapłani. Następnie prezbiter otrzymał szaty kapłańskie, które przed ołtarzem pomogli mu nałożyć współbracia. Kardynał Nycz namaścił mu dłonie olejem krzyżma, co wskazuje na otrzymanie mocy i darów Ducha Świętego. Wręczył także dary niezbędne do sprawowania Eucharystii - chleb i wino. Zamknięciem obrzędu był pocałunek pokoju, który po kardynale wykonali wszyscy księża obecni w sanktuarium. Od tego momentu nowo wyświęcony ksiądz włączył się w sprawowanie liturgii.
Na koniec Eucharystii o. Maciejny dziękował rodzinie i współbraciom, że doszedł do kapłaństwa. - Dziękuję tacie i mamie, która wierzę, że tu nade mną czuwa, za to, że pokazali mi, co to znaczy kochać. Kochać także Pana Boga - mówił po święceniach.
Na zakończenie Eucharystii słowa uznania i podziękowania rodzinie wyraził kard. Nycz. Skomentował też, że święcenia prezbiteriatu u jezuitów przyjął tylko jeden mężczyzna. - Może jest to znak czasu, że święciliśmy jednego Michała, że za mało dziękujemy Bogu za powołania. Może też za mało się o nie modlimy. Ale to jest taki ogólny znak czasów XXI wieku. W ciągu 36 lat wyświęciłem setki księży, ale na palcach jednej ręki policzyłbym święcenia jednego kandydata. Takie były czasy. W latach 80., 90. święciliśmy naraz 20, 30, a nawet 40 mężczyzn. Dziś znakiem czasu jest swoisty spadek powołań kapłańskich, diecezjalnych i zakonnych. Dlatego trzeba się pochylać nad każdym z nich - mówił kard. Nycz.
Zachęcał do modlitwy za powołanych na czas trudny w Kościele i w świecie. Przypomniał, że istotnymi zadaniami, na których kapłan powinien się skoncentrować, są te, bez których nie byłoby prezbiteriatu i Eucharystii. - Są one wymieniane w trakcie modlitwy święceń: Eucharystia, sakrament pokuty, namaszczenie chorych. Wszystkich innych udziela biskup lub nawet świecki może udzielić. Są to też głoszenie słowa i udział w zarządzaniu - mówił.
Prosił, by kapłani zastanowili się, w czym są niezastąpieni, a w czym misją Kościoła mogą podzielić się ze świeckimi w życiu parafii, uczelni, sanktuarium. Na koniec złożył życzenia neoprezbiterowi, by udźwignął ciężar swojej posługi, mając na uwadze, że jeszcze kilka lat temu zakon jezuicki przez święcenia wzbogacał się o kilku księży. - Pamiętaj, że w tym miejscu wchodzisz do Towarzystwa Jezusowego sam. Życzę ci tego, byś to udźwignął, wytrwał i był szczęśliwy - mówił kard. Nycz.