Przy Muzeum Powstania Warszawskiego 28 lipca przez wstawiennictwo bł. o. Michała Czartoryskiego w 80. rocznicę jego śmierci i 25. rocznicę beatyfikacji modlono się za powstańców i Polskę.
W Mszy św., której przewodniczył bp polowy WP Wiesław Lechowicz, uczestniczyły sanitariuszki Maria Idzikowska-Szymańska ps. Beata i Hanna Katarzyna Zawistowska-Nowińska, pseudonim Hanka Zerwicz oraz przybyli z USA mąż i córka zmarłej Marii Przytuły ps. Woroniecka: Richard i Alexandra Viets.
– Powstańcy walczyli o swoją godność, ale również o wolność i niepodległość naszej ojczyzny, dlatego trudno nie polecać dziś Bogu naszej ojczyzny, jej teraźniejszości i przyszłości, aby ofiara powstańców nie poszła na marne, byśmy tworząc teraźniejszość, czynili to na tych filarach, na których opierał się ich czyn powstańczy – powiedział bp Lechowicz na rozpoczęcie Mszy św.
Liturgię koncelebrowali kapelani Ordynariatu Polowego: ks. ppłk SG Ryszard Preuss, kapelan Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej i ks. ppor. rez. Paweł Rzosiński, a także ojcowie dominikanie, współbracia bł. o. Czartoryskiego, na czele z o. Adamem Szustakiem, który wygłosił homilię.
Nawiązał w niej do Ewangelii dnia, czyli sceny rozmnożenia chleba. Podkreślił, że tak jak nie można było pięcioma bochenkami nakarmić pięciu tysięcy mężczyzn, tak po ludzku Powstanie Warszawskie nie mogło się udać, bo walki według kalkulacji dowództwa mogły trwać ok. trzech dni, obrona do czternastu, a jednak Polacy walczyli ponad dwa miesiące. Dodał, że Boże błogosławieństwo nie zawsze jednak oznacza ludzkie zwycięstwo. – Choć konsekwencją powstania były dziesiątki tysięcy zabitych i zrujnowane miasto, choć wcale nie wygraliśmy, nie odzyskaliśmy w tamtym czasie wolności, to mieliśmy siłę przetrwać upadek. My myślimy, że wygramy. Jezus mówi: Masz wystarczająco dużo takiej siły, żeby nawet jeżeli wszystko się rozsypie, przetrwać to. Powstańcy nie mieli takiego doświadczenia poranka, który byłby zwycięstwem. Był poranek, który był kapitulacją. Nie o takim zwycięstwie Jezus mówi – powiedział.
Przypomniał wspomnienie prymasa Wyszyńskiego, któremu w szpitalu powstańczym Niemiec pokazał zdjęcie leżącej w gruzach figury Chrystusa spod kościoła Świętego Krzyża.
– Jak figura stoi, to palec Jezusa wskazuje niebo. Na fotografii widać było Zbawiciela wskazującego na napis widniejący na postumencie "Sursum corda", czyli „Wznieście serca”. Jezus mówi do nas: „Masz wystarczająco siły, że nawet jeśli wszystko się rozsypie, by przetrwać to” – przekonywał zakonnik.
Przypomniał, że Niemcy kilka miesięcy później chcieli przetopić na Śląsku figurę Chrystusa i znajdujący się nieopodal monument Kopernika, ale nie dotarli z nią na miejsce. Dodał, że znaleziono ją później w rowie i wróciła do Warszawy.
– To nie jest opowieść, że zwyciężysz, że pokonasz burzę, że uda ci się pokonać każdego wroga, ale nawet jeśli wylądujesz w rowie, nawet jeśli cię obalą na ziemię, nawet jeżeli wszystko będzie przegrane, przetrwasz to z Jezusem – mówił o. Szustak.
Powiedział, że choć nie urodził się w Warszawie, jego krewni nie walczyli w powstaniu, to jednak ktoś z rodziny stracił życie w zrywie 1944 roku.
– Ojciec Michał Czartoryski był moim dziadkiem w rodzinie dominikańskiej. Powstanie zastało go na Powiślu. Początkowo mieszkał u znajomych, a potem zgłosił się jako kapelan. Gdy wkraczali Niemcy, powstańcy zaproponowali mu przebranie i ucieczkę. Odmówił. Odmawiał Różaniec miedzy łóżkami szpitala. Jedna z sanitariuszek wspominała, że rano, odprawiając Mszę św. i przeczuwając, że to ostatni dzień w życiu wielu, rozdawał po kilka komunikantów przystępującym do Komunii św. Dawał więcej Jezusa, garściami, bo czuł, że to już koniec. Ludzie dostali ponad miarę – mówił kaznodzieja.
Przypomniał, że nie ma relikwii po o. Michale, bo Niemcy wywlekli go z piwnicy i spalili na barykadzie. – W czasie ekshumacji nie odnaleziono ciała. W miłości spalił się na popiół. Dalej się już nie da – stwierdził kaznodzieja.
Zauważył, że choć po ludzku patrząc powstańcy przegrali, to do dziś o nich pamiętamy, nazywamy ich nawet bohaterami, bo tam była miłość aż po popiół.
W Mszy św. uczestniczył poczet sztandarowy Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej im. Powstańców Warszawskich, harcerze z całej Polski i dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski z pracownikami. Śpiew przygotowała schola dominikańska.
Po modlitwie warszawianie i harcerze oblegli dwie sanitariuszki uczestniczące w zrywie 1944 roku. - Jestem zdumiona i dumna, że młodzi opiekują się nami. Teraz oni walczą o nas, o pamięć o nas, pomagają nam, przysyłają pocztówki. Ale my postępowaliśmy tak samo. Jak spotykało się powstańca z 1863 r., to się mu służyło, traktowało z szacunkiem, jak bohatera. Tak samo legionistów. W ryt patriotyczny byliśmy od młodego włączeni. W 1935 r. wybieraliśmy się na zlot harcerski. Przyszła akurat informacja o śmierci Piłsudskiego. W życiu nie widziałam, żeby płakało tak dużo mężczyzn jak wtedy – wspominała.
Mówiła też o wesołych chwilach w powstaniu i przepełnieniu kościołów, w których także chronili się ludzie.
Msza św. w parku Wolności była częścią oficjalnych obchodów 80. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.