W dzień śmierci bł. Michała 6 września uczczono pamięć wszystkich poległych na Powiślu. Były modlitwa, zapalanie zniczy, składanie kwiatów i wspomnienie kapitulacji.
Kocham bł. Michała Czartoryskiego. Czuję, że on jest moim asystentem. Urzeka mnie jego wyjątkowa heroiczność. Sam się oddał na służbę Bogu, nie opuścił ludzi, nie chciał ich krzywdy. Modlił się za nich i z nimi. Znam go od 1993 roku, a od 1999 roku, od jego beatyfikacji mam modlitewnik o nim - mówi Barbara Dębska, pokazując książeczkę.
Uroczystości rozpoczęła Eucharystia w kościele św. Teresy od Dzieciątka Jezus, budowli znajdującej się naprzeciwko miejsca, gdzie rannym służył bł. Michał Czartoryski.
- Chcemy podziękować za świadectwo miłości gotowej do ofiary, by być z potrzebującymi wsparcia, towarzyszyć w ich życiu wypełnionym cierpieniem i narażonym na śmierć. Chciejmy świętość ojca Michała podejmować w życiu współczesnym, na miarę naszych czasów, tu i teraz - powitał przybyłych ks. Mirosław Kreczmański, proboszcz parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus na Tamce.
Przypomniał, że w okolicy w 1944 roku były dwa szpitale powstańcze: przy ul. Drewnianej 8 i przy ul. Smulikowskiego. - Przy ul. Drewnianej zamordowano personel, z którego nie zidentyfikowano nikogo z „Krybara”. Przy ul. Smulikowskiego zabito rannych, osoby cywilne i kapelana o. Michała. Na barykadzie zamordowano około 30 cywilów z Powiśla - wymieniał ks. Kreczmański.
W homilii o. Dariusz Kantypowicz OP wskazał, że choć 6 września jest dniem śmierci bł. Michała, to mówi się, że to jest dzień jego narodzin dla nieba. - W kondolencjach spływających do jego ojca Witolda, który wtedy jeszcze żył, był określany dzień jego narodzin. Ci, którzy go znali, mówili, że on zmarł jako święty. Zginął 6 września, miedzy godziną 14 a 15. Jego świętość jest poparta przez Kościół przez fakt beatyfikacji. Najpierw rozpoznała ją rodzina, a potem cały Kościół - mówił o. Kantypowicz.
Zauważył, że bł. Michał Czartoryski mógłby być patronem kapelanów wojskowych. - W Powstaniu Warszawskim był niby z przypadku, bo na Powiśle przyjechał do dentysty. Jak tylko wybuchło powstanie, poszedł do dowódcy i zgłosił się na kapelana, bo widział, że ludzie potrzebują sakramentów. On miał cechę ochotnika i zgłaszał się do trudnych zadań. Tak było także podczas I wojny światowej. Notował wtedy wielokrotnie: „Zgłosiłem się na ochotnika” - przypomniał dominikanin.
Mówił, że o. Michał mógłby być też patronem osób chorych i niepełnosprawnych, gdyż sam przez całe życie zmagał się z głuchotą w dużym stopniu, oraz dlatego, że nie chciał opuścić rannych z powstańczego szpitala. - Jest patronem naszej prowincji, bo z ojcem Woronieckiem pracowali przy odnowie naszego służewieckiego klasztoru. Mógłby być patronem wychowawców, bo na Służewie formował nowicjuszy. Ale też mógłby być patronem inżynierów, budowlańców i skazanych na śmierć, w tym dzieci nienarodzonych zagrożonych aborcją. Widzimy, że przez 47 lat jego życia, w różnych momentach różne talenty w nim się objawiały. Ale zawsze współpracował z łaską Bożą. Chciał, by go Bóg prowadził. Był otwarty na miłość Bożą. Błogosławiony Michał uczy nas odczytywania w miłości woli Bożej co do życia człowieka - mówił o. Kantypowicz OP.
Po Mszy św. uczestniczy przeszli pod tablicę upamiętniającą zabitych 6 września 1944 roku w dawnym budynku fabryki „Alfa Laval”, która znajdowała się naprzeciwko kościoła św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Składano kwiaty i zapalano znicze. Ojcowie dominikanie i świeccy dominikanie poprowadzili modlitwy za poległych i zabitych.
W uroczystości uczestniczyła rodzina bł. Michała Czartoryskiego. - Jestem córką najstarszego brata bł. Michała, Kazimierza. Urodziłam się przed II wojną światową i pamiętam jedne jego odwiedziny u nas. Odprawił wtedy Mszę św. w rycie dominikańskim, co mnie zdziwiło. Byłam wtedy małym dzieckiem, ale wiedziałam, że mieszka w klasztorze w Warszawie. Mam z nim duchowy kontakt. Czuję jego opiekę. Bardzo mnie pilnuje, bym uczestniczyła w Mszy św. Odmawiam często modlitwę za jego wstawiennictwem, która jest wydrukowana z tyłu obrazka. Jest zgodna z jego duchowością, konkretna, dotyczy życia codziennego i spełniania zwykłych obowiązków, co idzie w zgodzie z tym, co mieliśmy w domu - mówi Barbara Czartoryska.
Kwiaty przynieśli także świadkowie kapitulacji Powiśla. - Mieszkaliśmy przy ul. Dobrej 9. Po tym jak w południe 6 września ogłoszono, że Powstanie Warszawskie na Powiślu pada i należy wychodzić, opuszczaliśmy nasz dom z rodzicami. Miałem wtedy 9 lat. Szliśmy ul. Dobrą, Tamką w dół, pod Syrenkę, nad Wisłą, do Mariensztatu, Bednarską w górę i do Ogrodu Saskiego, a potem to już do Pruszkowa i do Niemiec. Przechodziliśmy oczywiście w tym miejscu, tu była fabryka „Alfa Laval”, ale nie wiedzieliśmy o ludziach w piwnicy. Pod Syrenką Wermacht miał obiad. Jeden Niemiec poczęstował nas, dzieci zupą. Pokazał nam zdjęcie swoich dzieci - mówi Jerzy Szymoński, który z rodzoną siostrą Jolantą i Barbarą Sodel, siostrą cioteczną, mieszkającą w czasie wojny przy ul. Dobrej 11, składali pod tablicą wiązankę biało-czerwonych kwiatów.
Przy tablicy zatrzymywali się zaciekawieni przechodnie i młodzież zmierzająca w piątek na bulwary wiślane.
Z okazji 80. rocznicy śmierci bł. Michała dominikanie wraz z Wydawnictwem ZNAK organizują promocję książki naszej redakcyjnej koleżanki Agaty Puścikowskiej „Święci 1944. Będziesz miłował”, która przedstawia osoby duchowne, biorące udział w Powstaniu Warszawskim, później beatyfikowane, lub których proces beatyfikacyjny jest w toku. Spotkanie odbędzie się 8 września o godz. 15 w auli o. Jacka Woronieckiego przy ul. Dominikańskiej 2.
Z kolei 15 września o godz. 18 dominikanie zapraszają na Służew na przedstawienie teatralne „Jaś” o bł. M. Czartoryskim.