Metropolita warszawski nauczał, że miłosierdziem w praktyce są zdania podnoszące drugiego do życia. - Na nic jest odmawianie koronki i obklejenie mieszkania setką obrazów Jezusa, jeśli to nas nie zmienia - wskazał.
Metropolita warszawski uczestniczył w uroczystościach Święta Miłosierdzia Bożego w parku Moczydło na Woli. Rozpoczęła je koronka przed figurą Jezusa prowadzona przez siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia.
W homilii abp Adrian Galbas przypomniał, że pierwsza niedziela po Wielkanocy od dawna miała szczególne miejsce w Kościele.
- Była niezwykła. Mówiono na nią Niedziela Biała. Śpiewano ten sam psalm 118, co my dziś. Niedzielę wdzięczności za Boże Miłosierdzie Jezus wybrał sam na święto, choć każda chwila jest świętem Bożego miłosierdzia, bo bez niego nie istniałby świat. Są dwa święta, których Jezus bardzo pragnął. Ciekawe, że oba wzięły się z objawień prywatnych kobiet. Pierwsze to właśnie Niedziela Miłosierdzia Bożego, a drugie to uroczystość Najświętszego Serca Jezusa - przypomniał.
Nawiązując do istoty miłosierdzia wskazał, jak bardzo Chrystus ceni każdego człowieka.
- Chrystus ciebie chce, nie brzydzi się tobą, choć ty sam znając swoje zachowanie, możesz się sobą brzydzić. Inni mogą się mną brzydzić, ale Chrystus nigdy. On mnie chce. Jesteśmy winni, ale On win nam nie wytyka. Tego dotyka chrześcijaństwo. Jezus przyszedł, by powiedzieć: Ja ciebie chcę - mówił abp Galbas.
Odnosząc się do Ewangelii niedzielnej o niewiernym Tomaszu zauważył, że Jezus przyszedł do całej wspólnoty, ale i pojedynczego człowieka.
- Apostołowie po zmartwychwstaniu byli „kościołem w rozsypce”. Tomasz nie wierzył apostołom, którzy widzieli Chrystusa. Świętego Piotra uważał za papierowego papieża. Oni wszyscy, łącznie z nim, zdradzili Jezusa, to po co im wierzyć? To jest także teraz, gdy do ludzi Kościoła mówi się, że nie sprawdziliśmy się. A Jezus przyszedł do Tomasza. Można powiedzieć, że jest na usługach jednego człowieka, którego chce spotkać we wspólnocie Kościoła - mówił abp Adrian Galbas.
Podkreślił, że słowo „szalom” (pokój), którym zwrócił się Jezus do uczniów, to nie tylko pozdrowienie, ale „klej”, który scalał wspólnotę. - Także dziś Chrystus przychodzi do naszych rozdarć: w Kościele, w świecie, w naszych sercach. Pyta: kto stoi pośrodku twojego życia? Wokół czego się ono kręci? - pytał.
Przypominając sceny z Watykanu z dnia pogrzebu papieża Franciszka, mówił o ubogich, których widział z wyciętym z gazety zdjęciem Ojca Świętego, który zawiesili na skrzynkę po pomarańczach.
- Przy nim klęczeli i się modlili, bo oni od niego doświadczyli, że Jezus ich chce. Chodzi o to, byśmy i my potrafili tak podnosić człowieka. Zacznijmy od przyjęcia człowieka z całą jego nieudanością, z tym, że się nie sprawdził. To jest wszystko, co można człowiekowi dać - nauczał.
Mówił, że zdania podnoszące drugiego są miłosierdziem.
- Na nic jest odmawianie koronki i obklejenie mieszkania setką obrazów Jezusa, jeśli to nas nie zmienia. Na wizerunku „Jezu, ufam Tobie” jest scena z Ewangelii. Widzimy Chrystusa, który idzie, błogosławi, pokazuje na serce, z którego wylewa się miłosierdzie. Ma oczy łagodne. To jest instrukcja, jak my mamy się zachowywać - wskazał.
Powołał się na słowa Ryszarda Kapuścińskiego, który pisał, że ostatecznie świadczy o człowieku, to co dzieje z ludźmi wokół niego.
- Czy oni rosną, czy maleją? Czy oni latają, czy mają przez nas podcięte skrzydła? Życzę, byśmy byli ludźmi miłosierdzia codziennego, a nie odświętnego, by ludzie przy nas mogli się wzbijać - zakończył homilię abp Adrian Galbas.
W czasie koronki i Eucharystii kapłani czekali na wiernych w ustawionych na trawie konfesjonałach.
Po modlitwie na plenerowej scenie wystąpił chór TGD.