Czuwanie i rekolekcje, które odbyły się w wigilię Zesłania Ducha Świętego, miały charakter formacyjny, a chodziło o duchowe przebudzenie uczestników i przygotowanie do głębszego życia wiarą. Głos zabrało kilkunastu ewangelizatorów. Co mówili?
Spotkanie "Jezus na Stadionie Legii" było czuwaniem modlitewnym i rekolekcjami, które odbyły się w wigilię Zesłania Ducha Świętego, zwaną Pięćdziesiątnicą. Mimo niesprzyjającej pogody w wydarzeniu wzięło udział ok. 6200 osób. Uczestnicy, zaproszeni do wzniesienia rąk i przyjęcia błogosławieństwa, przyjęli opady jako "deszcz łaski". Prowadzący modlitwę podkreślali, że Bóg jest obecny i działa niezależnie od warunków zewnętrznych. Wokół wielkiej sceny zbudowanej na planie krzyża, na której w nocy stanął ołtarz, swoje świadectwa złożyło kilkunastu mówców.
Na początku spotkania wznoszono modlitwy o "nową Pięćdziesiątnicę" dla Polski i rodzin. Poruszano tematy takie, jak smak życia, który nadają relacje z bliskimi, samotność i odnalezienie pełni we wspólnocie oraz rola świadectwa w codziennym życiu. Podkreślano, że chrześcijanin to człowiek żyjący w obfitości dzięki Bogu.
Raper Tau opowiedział o swoim nawróceniu i odnalezieniu sensu życia we wspólnocie chrześcijańskiej, mimo że wcześniej osiągnął sukces i uznanie w świecie muzycznym. Opowiadał, że mimo bycia witanym oklaskami na scenie i otoczenia ludźmi w klubach czuł dojmującą samotność, gdy wracał sam do pokoju. Doświadczył przerażającego przeżycia duchowego, w którym poczuł, co to znaczy "być odwróconym od Boga na wieczność" i żyć w wiecznej samotności. To pchnęło go do wołania do Boga.
Świadectwo s. Gaudii Skass było głęboką medytacją nad ludzkim zranieniem i bezwarunkowym miłosierdziem Boga. Swoją katechezę oparła na przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. S. Gaudia zaprosiła uczestników do zamknięcia oczu, aby mogli na nowo usłyszeć dobrze znaną historię i utożsamić się z jej głównym bohaterem. W tej postaci skupiają się trzy fundamentalne ludzkie zranienia: rana samotności i obojętności, rana wstydu i obnażenia oraz rana zniechęcenia i depresji. S. Gaudia zauważyła, że napadnięty przez zbójców człowiek leży "prawie nagi", odarty ze wszystkiego, co stanowiło jego okrycie. Porównała to doświadczenie do paraliżującego wstydu, który odczuwamy, bojąc się odsłonić "swoją nagą duszę". Zwróciła uwagę, że ogromna większość zgromadzonych, być może "80 proc., jeżeli nie 90 proc.", jest sparaliżowana lękiem, że "coś wyjdzie na jaw". Schodzenie z Jerozolimy (miasta świętego) do Jerycha, które jest "najniżej położonym miastem na świecie", symbolizuje duchowy upadek. Człowiek ten znajduje się w "totalnym dołku", myśląc, że "nic nie ma sensu". Jest to obraz osoby w kryzysie wiary, w depresji, pozbawionej sił do dalszej walki. S. Gaudia przedstawiła Jezusa jako miłosiernego Samarytanina, który podchodzi do miejsca naszej rany. Jego działanie ukazuje różne aspekty Bożej miłości. Samarytanin zna się na leczeniu ran. Najpierw polewa je łagodną oliwą, "bo nie chce, żeby cię bolało", a dopiero potem winem, które odkaża, choć "trochę musi zaboleć, żebyś był uzdrowiony". To obraz Boga, który jest specjalistą od leczenia każdej naszej rany, podchodząc do tego procesu skutecznie i z czułością. Samarytanin nie zostawia uzdrowionego człowieka samego, ale spędza przy nim "całą noc", czuwając przy jego łóżku jak najczulsza matka, która sprawdza, czy oddycha i czy niczego mu nie potrzeba. Samarytanin bierze też na siebie wszystkie koszty leczenia i rehabilitacji, mówiąc gospodarzowi: "A jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał". To obraz Boga, który hojnie i bez wyliczania pokrywa wszystkie koszty naszego powrotu do zdrowia.
Z kolei Małgorzata Kornacka, psycholog, przedstawiła głęboką analizę przebaczenia jako klucza do wewnętrznego pokoju. Jej wystąpienie, oparte na fundamentach wiary i wiedzy psychologicznej, ukazało przebaczenie nie jako ulotne uczucie, ale jako świadomą decyzję, która ma fundamentalne znaczenie dla zdrowia duchowego, psychicznego i fizycznego. Zaczęła od diagnozy duchowej: brak nadziei i radości wynika z błędnej perspektywy. Zamiast patrzeć na Boga, który jest "inny" - święty, miłosierny i oddzielony od grzechu, skupiamy się na sobie.
- Jeżeli widzisz wstyd, widzisz biedę, widzisz swój grzech, brakuje ci nadziei, to dzieje się tak tylko dlatego, że nie patrzysz na Niego, ale na siebie - mówiła. - Nie mów Bogu o problemie. Lepiej powiedz problemowi, jakiego masz Boga! - dodała.
M. Kornacka podkreśliła, że przebaczenie nie leży w ludzkiej naturze, lecz jest "Bożą łaską". Jednocześnie, poprzez modlitwę "Ojcze nasz", staje się naszym obowiązkiem, a nie kwestią wyboru. Jeśli nie przebaczamy, zamykamy się na przebaczenie od Boga. Wyjaśniła, że rozpamiętywanie krzywdy sprawia, iż mózg nie odróżnia wyobrażenia od rzeczywistości i reaguje tak, jakby trauma działa się tu i teraz. Prowadzi to do permanentnego stresu, zaburzeń hormonalnych i chorób psychosomatycznych. Jako przykład uzdrawiającej mocy przebaczenia przytoczyła historię więźnia obozu koncentracyjnego, który mimo utraty całej rodziny postanowił nie nienawidzić. Dzięki tej decyzji był o wiele zdrowszy i silniejszy od innych więźniów, ponieważ nie pozwolił, by nienawiść zatruła jego serce i ciało.
Dziennikarz "Gościa Niedzielnego" Franciszek Kucharczak podzielił się osobistym i poruszającym świadectwem, którego fundamentem stała się jego droga do uzdrowienia relacji z ojcem. Jego historia jest ilustracją, jak Bóg w nieoczekiwany sposób interweniuje w życie, by przez jeden prosty akt miłości przełamać wielopokoleniowy schemat emocjonalnego chłodu. Redaktor wyznał, że w dzieciństwie i młodości jego relacje z tatą były zimne. Ten brak ciepła w kluczowej męskiej relacji zrodził w nim głęboki lęk przed własnym ojcostwem. Będąc dziennikarzem, irytował się obecnością dzieci i czuł, że nie sprosta roli ojca, myśląc, że nie ma do tego potrzebnej „łaski”. Punktem zwrotnym stał się dzień, w którym postanowił modlić się w sposób niezwykle intensywny, wręcz „namolny”. Spędziwszy pół dnia na modlitwie i poście, usłyszał w sobie wyraźne wewnętrzne polecenie: „powiedz swojemu ojcu, że go kochasz”. Była to ostatnia rzecz, na jaką miał ochotę, ale imperatyw ten narastał. Zbiegiem okoliczności był to Dzień Ojca, co dało mu pretekst do wykonania telefonu.
To uzdrowienie zaowocowało w jego własnym życiu. Choć początkowo nadal bał się ojcostwa, wszystko zmieniło się, gdy zobaczył szeroki uśmiech swojego nowonarodzonego syna. Wtedy zalała go „fala miłości” i poczuł, że stał się ojcem w pełni. Ta miłość trwa do dziś, a jego dorośli synowie nie boją się mówić mu, że go kochają, kontynuując przerwany wcześniej schemat. Mówca podsumował swoje doświadczenie jako zerwanie „przeklętego łańcucha”, w którym dzieci powtarzają błędy rodziców. Uważa, że to „diabelskie oszustwo” wmawia ludziom, że nie da się wypowiedzieć słów miłości. Przełamanie tego schematu jest możliwe, gdy człowiek przyjmuje Chrystusa i decyduje się na ten prosty, choć trudny gest. Jak podkreślił, trwanie w konflikcie i nieprzebaczeniu jest o wiele trudniejsze niż powiedzenie „kocham cię”. Dziś, po śmierci ojca, Franciszek Kucharczak może z całą pewnością powiedzieć: „Mój tata jest moim przyjacielem”.
Prof. Aleksander Bańka wyjaśniał, że tzw. chrzest w Duchu Świętym to doświadczenie, które uzdalnia do życia wiarą na co dzień i do służby innym. Podkreślił, że Bóg pragnie posługiwać się każdym wierzącym, aby nieść uzdrowienie i nadzieję światu. Podzielił się historią, jak poczuł wewnętrzne przynaglenie od Boga, by pojechać do miejskiego parku i opowiedzieć o Jezusie. Podszedł tam do dwóch mężczyzn o groźnym wyglądzie. Okazało się, że jeden z nich chwilę wcześniej w rozpaczy modlił się o znak od Boga, bo nie miał już siły żyć.
- Całe Dzieje Apostolskie są opowieścią o tym, co dzieje się, gdy ludzie po przyjęciu chrztu i bierzmowania zaczynają żyć w Duchu Świętym. Doświadczenie nazywane "chrztem w Duchu Świętym" nie jest kolejnym sakramentem, ale duchowym przebudzeniem, które jest owocem tych dwóch sakramentów. To przebudzenie następuje, kiedy na bazie swojego chrztu i bierzmowania zaczynasz autentycznie żyć wiarą i wprowadzasz ją w przestrzeń swojej codzienności. Gdy w twoim sercu dojrzewa pragnienie, by faktycznie poświęcić swoje życie Jezusowi, wówczas Bóg odpowiada na to pragnienie. Zaczyna dawać ci doświadczenie swojej obecności, aby przez twoje słowo, służbę i miłość budować Ciało Chrystusa - Kościół. Krótko mówiąc, Bóg posługuje się tobą, aby mógł dotykać i odnajdywać tych, którzy w tym świecie są pogubieni, poranieni, cierpiący i chorzy. Zgodnie z hasłem "Świat rani, Bóg leczy", rzeczywistość jest pełna ludzi głęboko zranionych: w relacjach, w domach, przez drugiego człowieka czy przez grzech. Są to osoby pogubione i zapętlone w trudnych momentach życia, które często nie wiedzą, po co żyją, ani gdzie odnaleźć sens, pokój czy prawdziwą radość. Do kogo ci ludzie mają przyjść? Pan Bóg nie ma dziś nikogo innego, kim mógłby się posłużyć, niż ciebie i mnie. Właśnie dlatego, że zostałeś ochrzczony, bierzmowany i otworzyłeś się na życie wiarą w Kościele, Bóg chce teraz posłużyć się tobą. Chce, abyś objawiał Jego moc i był dla innych miejscem uzdrowienia, przebaczenia, łaski i pocieszenia, lecząc w ten sposób rany tego świata i ludzkich serc - mówił A. Bańka.
Magdalena Plucner, autorka rozdawanej na stadionie książki o tytule będącym także hasłem spotkania - "Świat rani, Bóg leczy", założycielka Akademii Rozwoju Talentów, która od ponad trzech dekad z pasją głosi Ewangelię w Polsce i za granicą, zachęcała do doceniania drobnych, codziennych gestów. Najmocniejszą ilustracją tej idei była historia z ewangelizacji podczas festiwalu techno. Okazało się, że bardziej niż koncerty czy pantomimy serca uczestników poruszył fakt, że wolontariusze z miłości do nich myli przenośne toalety. Na pytanie: "Dlaczego to robisz?" padała odpowiedź: "Bo ja naprawdę cię kocham".
Jako ostatni przed Mszą św. sprawowaną niemal o północy, przemówił bp Artur Ważny. Wychodząc od sceny Chrztu Pańskiego, przedstawił fundamentalną zasadę życia chrześcijańskiego: tożsamość umiłowanego dziecka Bożego jest fundamentem, który poprzedza i nadaje sens wszelkiej misji. Jego nauczanie było podróżą od pierwotnej tęsknoty za miłością Ojca, przez zrozumienie powołania do ofiarnej miłości, aż po konieczność poddania się prowadzeniu Ducha Świętego.
Problemy z akceptacją siebie i poczuciem sensu życia biorą się właśnie z braku tego doświadczenia. Biskup podkreślił, że Jezus nieustannie szukał tego potwierdzenia na modlitwie, gdzie słyszał od Ojca: „Jesteś moim Synem, kocham Cię”. Doświadczenie bycia kochanym jest tak kluczowe, że bez niego „nie da się żyć”. Biskup przywołał historię kobiety, której ślub i całe życie „się rozsypało”, gdy odkryła, że mężczyzna, którego uważała za ojca, nim nie jest. Jako praktyczną wskazówkę, by poczuć tę miłość, zasugerował wsłuchanie się we własny puls, gdyż „każde uderzenie serca mojego, Twojego to jest Jego kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię”.
Biskup Artur Ważny podkreślił, że kluczem do szczęśliwego życia jest realizowanie misji według scenariusza Ojca, a nie wymyślanie własnej drogi.
Jesteśmy nieszczęśliwi, kiedy nie żyjemy według pomysłu Boga na nasze życie - mówił, dodając że realizacja tego Bożego planu jest możliwa tylko dzięki mocy Ducha Świętego.
Przez prawie 10 godzin w specjalnej strefie trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. W tym czasie do kilkunastu spowiedników ustawiały się ciągle długie kolejki penitentów.