Jest laureatem kilkunastu nagród prasowych. Zanim zaczął pracować dla Andrzeja Dudy, przez dekadę jego kadry podziwiali czytelnicy "Gościa Niedzielnego".
Poza zdjęciami wykonywanymi zawodowo, praktycznie nie sięga po aparat. Szczerze przyznaje, że nie zna się na sprzęcie fotograficznym, ale wie, co i jak chce sfotografować. I od niemal dwóch dekad robi to po mistrzowsku.
Spotkanie promujące książkę Jakuba Szymczuka "Fotograf Prezydenta" odbyło się w Domu Dziennikarza przy ul. Foksal. Autor, rocznik 1985, w latach 2016-2024 był oficjalnym fotografem prezydenta RP Andrzeja Dudy. Wcześniej, w latach 2007-2017, pracował jako fotoreporter dla "Gościa Niedzielnego". Jest laureatem kilkunastu nagród prasowych, w tym za zdjęcie z Majdanu w Kijowie, które zdobyło nagrodę Polskiej Agencji Prasowej i zostało uznane za zdjęcie dekady w konkursie Grand Press Photo.
Spotkanie, prowadzone w formie wywiadu, a następnie pytań od publiczności, rzuciło światło na osobiste i zawodowe doświadczenia Jakuba Szymczuka, które opisał w swojej książce. Jakub Szymczuk rozpoczął spotkanie od wspomnień o swoich początkach, które, jak przyznał, były dziełem przypadku. Przez całą młodość chciał być grafikiem, a aparat fotograficzny dostał zupełnie nieoczekiwanie. Szybko jednak złapał bakcyla, widząc w fotografii "przepustkę do miejsc, które dostarczają młodzieńczych wrażeń". Okazało się, że jego zdjęcia interesowały ludzi, którzy chcieli je oglądać. Nie uczył się fotografii w sposób formalny, po prostu "wziął aparat i fotografował".
Jego kariera zawodowa zaczęła się, gdy jego zdjęcia umieszczone na fotoblogu zostały zauważone przez fotoedytora "Gościa Niedzielnego". Jego pierwszym zadaniem był reportaż o szkole dla dziewcząt, prowadzonej w Szymanowie przez niepokalanki. Po tym reportażu redakcja doceniła jego pracę i od razu zatrudniła go jako fotografa.
Podczas spotkania Jakub Szymczuk był pytany o wrażliwość fotoreportera. Jako juror w Konkursie Fotograficznym dla młodzieży "Śladami Józefa Ulmy", razem z Fundacją im. Rodziny Ulmów SOAR szuka młodych talentów w mniejszych miejscowościach. Jak sam mówi, nie chodzi o to, żeby nauczyć kogoś bycia zawodowym fotografem, ale "żeby pokazać mu, jak z wrażliwością patrzeć na otaczający nas świat". Podkreślił, że sprzęt jest drugorzędny, a najważniejsze jest to, "co chcesz powiedzieć, co cię porusza". Na dowód pokazał swoje najbardziej znane zdjęcie, które zrobił telefonem – tęczę, obok której przechodzi procesja Bożego Ciała na Placu Zbawiciela. Zdjęcie powstało w czasie, gdy Jakub Szymczuk pracował jako fotoreporter "Gościa Niedzielnego".
Autor opowiedział historię Piotra Radonia, chłopca bez rąk, którego ojciec trzymał na Krakowskim Przedmieściu, zbierając na wózek. Zrobił mu zdjęcie, wrzucił na media społecznościowe i uruchomił falę pomocy. To proste zdjęcie sprawiło, że chłopak zebrał dużą kwotę i, co najważniejsze, odzyskał nadzieję. Jakub powiedział, że "odchodził jako zwycięzca", ponieważ choroba go pokonała kilka tygodni później. Ta historia, jak podkreślił, pokazuje siłę fotografii, która "jednym prostym zdjęciem" może wpłynąć na życie człowieka, a nawet na historię. Jakub przyznał, że wiele osób przechodziło obojętnie obok chłopca, dopiero on zapytał Piotra, czy może zrobić zdjęcie i jakoś mu pomóc. Namawiał młodych do bycia wrażliwym i przełamywania się, bo z tego "mogą być całkiem dobre rzeczy".
Jakub Szymczuk wyjaśnił, że fotografia prezydencka nie jest fotografią prasową, ale "wizerunkową". Podkreślał, że ważna jest współpraca z osobą, która pozwala na tworzenie zdjęć niosących emocje. Przyznał, że wzorował się na Peterze Souzie, fotografie Baracka Obamy. Opowiedział anegdotę o zdjęciu, które chciał zrobić w limuzynie prezydenckiej, wzorując się na fotografiach Obamy i Reagana. W Polsce było to niemożliwe ze względu na konfigurację foteli w prezydenckiej limuzynie, ale podczas wizyty w Wietnamie nadarzyła się okazja. Prezydent Duda sam poprosił Jakuba, żeby wsiadł i zrobił zdjęcie. Sytuacja była niezgodna z protokołem dyplomatycznym, co Jakub Szymczuk zauważył po minie wietnamskiego szefa protokołu, zadziwionego, że zamiast prezydenta z limuzyny wychodzi fotograf. Zdjęcie jednak się udało.
Jakub Szymczuk przyznał, że praca fotografa prezydenta była bardzo wymagająca. Opowiedział o swoich zmaganiach z ADHD, które, jak przyznał, jest "obciążeniem", ale w niektórych momentach pomaga, dając mu siłę. Jego mama, Małgorzata, która również była na spotkaniu, podzieliła się jednak refleksją, że ADHD może być darem.
Największym i najbardziej poruszającym wyzwaniem było dla niego dokumentowanie wydarzeń na Majdanie w Kijowie w 2014 roku. Znalazł się "twarzą w twarz ze śmiercią", a widok ciała zastrzelonego młodego mężczyzny wpłynął na jego postrzeganie rzeczywistości. Przyznał, że niektóre zrobione przez niego zdjęcia były tak drastyczne, że je skasował.
Małgorzata Szymczuk dodała, że mimo zagrożenia nie powstrzymywała syna przed wyjazdem do Kijowa, gdy relacjonował wydarzenia na Majdanie. Była spokojna, ponieważ jego wyjazd był zleceniem od "Gościa Niedzielnego". Kiedy jednak wyruszył na własną rękę, określiła jego wyjazd jako "szaleństwo".
Jakub opowiedział, że w szkole mówiono mu, że "nic z niego nie będzie", ale dzięki wsparciu rodziców nie przestał wierzyć w siebie. Wspomniał o trudach fizycznych pracy fotografa. Opowiedział anegdotę z pielgrzymki papieża Franciszka na Filipiny, gdzie podczas ulewy, cierpiał z powodu braku dostępu do toalety. Innym razem, wyruszając na pogrzeb królowej Elżbiety poczuł, że "coś mu strzyknęło w kręgosłupie”. W Londynie, podczas wizyty, rehabilitantce udało się nastawić mu kręgosłup, co pozwoliło mu pracować kilka dni później podczas wizyty prezydenta Dudy w Białym Domu.
Jakub Szymczuk opisał też, jak jego praca wpływała na życie rodzinne. Ula, jego żona, wspomniała, że od początku ich znajomości był on w ciągłych rozjazdach, ale sytuacja stała się trudniejsza po narodzinach córki. Szymczuk przytoczył historię z ferii w Krynicy, które musiał przerwać, by wrócić do Warszawy na wizytę Joe Bidena, co zepsuło rodzinny wyjazd.
Jakub Szymczuk odszedł z Kancelarii Prezydenta przed końcem kadencji. Wyjaśnił, że już po kampanii w 2020 roku myślał o zmianie zajęcia, ale wybuch wojny na Ukrainie sprawił, że pozostał, ponieważ pojawiły się nowe wyzwania. Starał się odejść w momencie "ciszy politycznej", aby jego decyzja nie została odebrana jako manifest. Prezydent Duda przyjął jego decyzję ze zrozumieniem, mówiąc: "Pan jest artystą, pan musi się realizować". Szymczuk był mile zaskoczony postawą prezydenta, co potwierdził fakt, że później został zaproszony do zrobienia sesji zdjęciowej do jego książki, a także do wspólnego zdjęcia Andrzeja Dudy i Karola Nawrockiego.
Pytany o rady dla młodych fotografów Jakub Szymczuk podkreślił, że największym wyzwaniem jest "powtarzalność" i niedocenianie ich pracy. Poradził, żeby szukać nowych sposobów patrzenia na sytuację i stawać "nie tam, gdzie wszyscy".