"Warszawa to ludzie" - to hasło wyborcze kandydata SLD na prezydenta stolicy, Sebastiana Wierzbickiego. Obiecuje bezpłatne żłobki i przedszkola, mniejsze czynsze i redukcję zatrudnienia w urzędach.
"Warszawa to ludzie" - to hasło wyborcze Sebastiana Wierzbickiego, który w wyborach samorządowych 16 listopada jest kandydatem SLD na prezydenta stolicy Polski. - Warszawa rządzona przez lewicę to Warszawa jej mieszkańców - podkreślił w niedzielę S. Wierzbicki.
"Warszawa rządzona przez lewicę, to Warszawa mieszkańców, a nie księgowych słupków, którymi kierują się dziś obecne władze stolicy" - powiedział Wierzbicki podczas prezentacji hasła na stołecznej Pradze. Wymieniał też najważniejsze zmiany, jakie czekają mieszkańców stolicy po jego wyborze na prezydenta miasta.
"To Warszawa sklepów dla mieszkańców, a nie lokali dla banków. To Warszawa niższych czynszów i opłat. To Warszawa, gdzie nie ma miejsca na godzącą w ludzką godność reprywatyzację i dla czyścicieli kamienic. To Warszawa bezpłatnych przedszkoli i żłobków. To Warszawa przyjazna dla zwykłych ludzi, bo Warszawa to ludzie" - mówił Wierzbicki.
Podczas prezentacji hasła Wierzbickiego poparł szef SLD Leszek Miller, który przekonywał, że kandydat SLD na prezydenta stolicy należy do ludzi, którzy zagwarantują rozwój miasta. "Najwyższy czas, żeby Warszawa odrzuciła ekipę specjalistów od szumnych zapowiedzi i cichych odwrotów i w to miejsce wybrała ludzi, którzy znają miasto, którzy żyją problemami Warszawy, którzy nie zamkną się w gabinetach i nie otoczą się dworem, którzy są wrażliwi na ludzką krzywdę i nie zamykają oczu na żadną niegodziwość i starają się pomagać tym, którzy pomocy potrzebują" - podkreślił Miller. Apelował przy tym do wyborców o poparcie dla wszystkich kandydatów porozumienia SLD Lewica Razem na samorządowców w stolicy.
W ocenie polityków SLD polska prawica nie zasługuje na zaufanie obywateli, o czym świadczą - jak przypomnieli w niedzielę - słowa Lecha Kaczyńskiego z listopada 2002 r., gdy ten jako kandydat PiS na prezydenta Warszawy skierował je do jednego z nagabujących go mieszkańców stolicy. "Panie, spieprzaj pan, spieprzaj dziadu" - powiedział wówczas Kaczyński, co pokazała jedna z telewizji. Kaczyński tłumaczył potem, że mężczyzna, "ubliżał mu bez powodu". Podkreślał również, że nikt nie ma obowiązku słuchać obelg bez powodu i każdy, także polityk, ma prawo do godności osobistej.