Alarmowy telefon 112 ratuje ludzkie życie. Tylko w Warszawie używany był w ciągu roku 1,2 mln razy, choć tylko co czwarty raz zasadnie. Dziś Europejski Dzień Numeru Alarmowego.
Na połączenie czeka się średnio 10-12 sekund. 6 sekund trwa zapowiedź: "Proszę czekać na zgłoszenie operatora" - potrzebna, by na ekranie W Centrum Powiadamiania Ratunkowego wyświetlić dokładną lokalizację dzwoniącego, czy to z komórki, czy z telefonu stacjonarnego. Rozmowa nie trwa dłużej niż minutę. W tym czasie wyszkoleni pracownicy muszą ocenić wiarygodność zgłoszenia, zbadać okoliczności wypadku czy pożaru i powiadomić odpowiednie służby: policję, straż lub pogotowie. Z blisko 5 mln połączeń na numer 112 w Warszawie i na Mazowszu, aż trzy czwarte stanowią jednak powiadomienia fałszywe lub zrywane w trakcie rozmowy.
- To ogromny problem, bo numer 112 ma ratować życie i zdrowie ludzi. Tymczasem zdarza się wciąż, że dzwonią osoby chcące zamówić pizzę, albo proszą o odblokowanie PIN-u telefonu - mówi wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski.
Operatorzy w Centrach Powiadamiania Ratunkowego (każde województwo ma własny CPR) przyjmują zgłoszenia w wielu językach: angielskim, rosyjskim, włoskim, hiszpańskim, ukraińskim czy czeskim. To stresująca praca, dlatego w mazowieckim CPR w Radomiu pracuje specjalny psycholog, który ma pomóc pracownikom w "dojściu do siebie" po 12-godzinnym dyżurze.
- Codziennie zdarzają się trudne przypadki. Ale także zabawne. Ktoś pytał mnie na przykład, jak ma poradzić sobie z pijawkami - mówi Dawid Michalczyk, jeden z 70 operatorów radomskiego CPR.
Podstawową zaletą jednego numeru alarmowego jest odsiewanie niezasadnych zgłoszeń. Jeden numer 112 zastępuje co najmniej 13 innych: od pogotowia drogowego, rzecznego, czy gazowego po centrum antyterrorystyczne, GOPR i straż pożarną. Od 2008 roku jest to numer ratunkowy obowiązujący na terenie wszystkich krajów Unii Europejskiej.