"Przypalanka", różańcowa modlitwa i wizyta ministra Piechocińskiego. "Zielonego miasteczka" dzień pierwszy. Rolnicy zamierzają koczować przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów dziesięć dni.
Noc była chłodna. Mirek, rolnik spod Wrocławia, spędził ją na ławce. Razem z nim, w rozstawionym od wczoraj "zielonym miasteczku", przed Kancelarią Premiera koczowało ok. 30 osób. - Całej nocy nie przespałem, budziłem się z zimna. Podobno mają dowieźć łóżka polowe. Zrobimy tu dwugwiazdkowy hotel - żartuje.
Rolników rozgrzały herbata i śniadanie - kiełbaski na gorąco z kuchni polowej. Na obiad zamiast ogórkowej będzie "przypalanka” - kucharz uciął sobie dłuższą drzemkę. Żywnościowych zapasów jest całkiem sporo – worki z ziemniakami, marchew, kapusta, warzywa i owoce. Produkty polskie, ekologiczne - tak jak jabłka, które rolnicy rozdawali dziś warszawiakom, w ramach "promocji rodzimej gospodarki".
Obok polówki stoi nieduży namiot - spiżarnia płodów rolnych, centrum dowodzenia, stołówka i sypialnia w jednym. Protestujący wywiesili na nim duży baner z wypunktowanymi postulatami i rzucającym się w oczy z daleka pytaniem: "O co chodzi polskim rolnikom?".
Rolnicy domagają się odszkodowań za straty spowodowane przez dziki, interwencji na rynkach wieprzowiny i mleka oraz zakazu sprzedaży polskiej ziemi. Suche postulaty to konkretne historie. - Płakać się chce - mówi Tadeusz, który do rolniczego protestu dołączył dopiero dzisiaj. - Przepisałem na syna chlewnię, a teraz z renty chleb mu kupuję. Do każdej świni dopłacamy 60 zł, a kredyty na maszyny spłacać trzeba. Drugi syn poszedł do miasta. Żyje jak człowiek - mówi. Wspierać rolników zamierza do końca, przez dziesięć dni protestu. - Mam w Warszawie rodzinę, więc jakoś to będzie - mówi.
Jan robi zdjęcia. Zenitem, na kliszę. Dokumentację zamierza dostarczyć władzom w swojej gminie. Ze sobą przywiózł też "wzmacniacz mikrofonowo-kastetowy” kupiony w ciucholandzie. - Jak trzeba będzie zaapelować do wszystkich, to sprzęt nagłośnieniowy będzie jak znalazł - mówi. Z zawodu jest górnikiem, z zamiłowania patriotą.
Protestujących wspierają też członkowie Krucjaty Różańcowej. No, i związkowcy: Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ Solidarność Rolników Indywidualnych, a także członkowie Rady Krajowej NSZZ Rolników Indywidualnych.
Przy miasteczku przystanął mężczyzna w sile wieku. - Polskim rolnikom potrzeba nowego Reymonta, który jeszcze raz o chłopach napisze, uwzględniając XXI wiek - zafrasował się. Pospieszył w stronę centrum miasta.
Około południa do miasteczka przyjechał wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński. Stanął w błysku telewizyjnych kamer i powiedział do dziennikarzy, że rząd liczy na powrót rolników do rozmów. Podkreślił, że dyskusja powinna być prowadzona przy stole, a nie na ulicy. Wicepremier zwrócił ponadto uwagę przebywającym w "zielonym miasteczku", że ich protest może psuć opinię rolnikom i mieszkańcom wsi.
Do rządowego auta odprowadziły go gwizdy rolników. - To przedwyborcza kampania. Premier spotkał się z dziennikarzami, a nie z nami - chłopi długo komentowali wizytę polityka.
Wśród protestujących jest silna reprezentacja młodego pokolenia. - Skończyliśmy rolnicze studia i chcemy zostać na ojcowiźnie. Ale żeby miało to sens potrzebujemy długofalowych rozwiązań, które zapewnią nam zbyt na rynku - mówią.
Przed KPRM rolnicy zostaną przez 10 dni. - To jest nasz obowiązek bronić polskiej gospodarki oraz polskiej ziemi przed obcym kapitałem - mówi Andrzej Śniegula, przewodniczący zgromadzenia.
Zdaniem lidera rolniczego protestu, Sławomira Izdebskiego, likwidacja miasteczka będzie możliwa dopiero w momencie podpisania porozumienia z rządem.