Agata Puścikowska o wielodzietności, pracy zawodowej, potępieniu społecznym i wychowaniu do miłości. Spotkanie z dziennikarką GN na Targach Wydawców Katolickich.
- Gdy byłam w 3. ciąży, doświadczyłam ostracyzmu społecznego. Ludzie się dziwili: „Wykształcona i tyle dzieci!”. Ja sobie z tym radzę, ale piszą do mnie matki, które mają dwójkę dzieci, chciałyby mieć jeszcze jedno, ale mieszkają z teściową grożącą im wyrzuceniem z domu w takiej sytuacji - mówiła Agata na spotkaniu wokół ostatniej swojej książki, napisanej razem z Dominiką Figurską, pt. „I co my z tego mamy?”, wydanej przez Znak. Zauważyła, że czasami bolesne komentarze, i to nawet od osób z rodziny, są formułowane przez osoby starsze. - Pokolenie 60+ jest skażone aborcją. Ono żyło w braku szacunku do życia - wyjaśniała.
Przyznała, że szczególnie bliski jest jej nowy feminizm św. Jana Pawła II. - Wiele kobiet chodzi do pracy z konieczności, choć wolałyby pracować w domu, zajmując się małymi z dziećmi. Nie można jednak wartościować, że ta matka, która została w domu, jest lepsza od tej, która pracuje zawodowo, czy odwrotnie - przekonywała. Podzieliła się też własnym doświadczeniem godzenia obowiązków domowych i redakcyjnych. - Przy dwójce pierwszych dzieci byłam w domu, ale później doszłam do wniosku, że z pożytkiem również dla nich będzie, kiedy zacznę pracować zawodowo. Kocham swoją pracę, jest moją pasją, uwielbiam rozmawiać z ludźmi. A do tego dzieci otwierają mi oczy na świat - tłumaczyła.
przeczytaj także: