Kolumna Zygmunta, ustawiona z inicjatywy króla Władysława IV Wazy, była pierwszym w Rzeczypospolitej pomnikiem poświęconym osobie świeckiej. Wywoływało to kontrowersje i sprzeciw części hierarchów kościelnych. Wyposażenie Zygmunta w krzyż miało ich udobruchać.
Król, który w jednym ręku trzyma szablę, w drugim krzyż stał się z biegiem lat wręcz zmitologizowanym obrońcą syreniego grodu – traktuje o tym kilka wersji legendy (przesądu). Jedna z nich mówi, że kiedy król szablą dotknie „podłogi”, na której stoi – nastąpi koniec świata. Według innego przekazu w dniach wielkich burz dziejowych i wielkiej niedoli narodowej miecz raz się wnosi, raz opada.
Jan St. Kopczewski przekonuje: "Gdyby Syrena nie wzięła Warszawy we władanie – to w herbie stolicy mogłaby się z powodzeniem znaleźć kolumna Zygmunta, która towarzyszy temu miastu od połowy jego dziejów, a prawie od początku stołecznej kariery".
Dowód odwiecznego przywiązania warszawian do monarszej figury przedstawia Danuta Szmit-Zawierucha: "Tak niewiele brakowało, aby kolumna Zygmunta, zdobiąca Warszawę od roku 1644, znalazła się w Petersburgu i tylko z rzadka jakiś przewodnik oprowadzający turystów po tym zachwycającym mieście, wspomniałby, albo i nie, że statua Zygmunta III Wazy dawno temu wzniesiona została na placu rozciągającym się przed warszawskim Zamkiem. Przecież przed Zamkiem stały kiedyś marmurowe rzeźby zabrane do Petersburga przez Piotra Wielkiego i dziś już nikt o nich nie pamięta, nie wiadomo nawet co, czy też kogo, przedstawiały. Kolumna jednak – pierwszy w Polsce pomnik świecki – mimo że mogła podzielić los rzeźb, szczęśliwym zbiegiem okoliczności pozostała w Warszawie i zawdzięcza to ludziom dziś zupełnie nieznanym". Autorka przypomina wizytę w Warszawie cara Piotra Wielkiego, związanego – jak podkreśla – z Augustem II Sasem licznymi interesami. Ponoć carowi szczególnie do gustu przypadła właśnie figura Zygmunta i zapragnął zabrać ją ze sobą do Rosji. Polski król z germańskiej dynastii Wettynów bez wahania Piotrowi rzeźbę ofiarował.
August II dał zgodę natychmiast, sympatia (…), jaką żywił do rosyjskiego władcy, była chyba większa niż przywiązanie do polskich symboli.
Dlaczego zatem kolumna Zygmunta została w Warszawie? Wyjaśnia dalej Szmit-Zawierucha: "Ludzie z jego (cara – przyp. P.O.) rozproszyli się po mieście, by wynająć robotników, którzy by przygotowali kolumnę do transportu i sami transport przeprowadzili. Piotr bardzo się niecierpliwił, tak było mu pilno do ustawienia statui w mieście budowanym właśnie nad brzegami Newy. Robotników nie udało się jednak znaleźć, wszyscy napotkani wymawiali się nadmiarem pracy albo skrywali przed wysłannikami. Żaden warszawiak nie chciał wziąć udziału w owym przedsięwzięciu!". Ile prawdy jest w tej historii, ciężko stwierdzić. Jest to jednak dobitne podkreślenie przywiązania warszawiaków do swojej kolumny.