Kilkadziesiąt osób pikietowało przed Szpitalem Świętej Rodziny.
Mamy z dziećmi z wózkach, dziadkowie z wnukami, ale i nastolatkowie przyszli po południu przed szpital przy ul. Madalińskiego 25 w Warszawie, by zaprotestować przeciwko zabijaniu dzieci nienarodzonych. Naprzeciwko wejścia do szpitala organizatorzy: Fundacja Pro – Prawo do życia, rozwinęła transparenty ze zdjęciami dzieci, na których dokonano aborcji. Zebrani modlili się Koronką do Bożego Miłosierdzia i Różańcem w intencji abortowanych dzieci i o nawrócenie ich rodzin oraz lekarzy dokonujących zabiegów. Ktoś przyniósł papieską flagę, inna uczestniczka wyjęła własnoręcznie zrobiony transparent z napisem: "V - nie zabijaj".
Przypomnijmy, że przed tygodniem do szpitala zgłosiła się kobieta w 24. tygodniu ciąży. Lekarzom przedstawiła dokumentację medyczną. Zebrało się konsylium, które uznało, że istnieją podstawy medyczne i prawne do natychmiastowego zakończenia ciąży. Rozwijające się w łonie matki dziecko miało zespół Downa. Zabieg przeprowadzono, ale dziecko go przeżyło. Jak relacjonują świadkowie, którzy zgłosili się do Fundacji "SOS Obrona Poczętego Życia" i opowiedzieli o zdarzeniu, dziecku nie udzielono pomocy. Położono je pod promiennikiem. Tam płacząc, przez godzinę konało. Szpital potwierdza przeprowadzenie aborcji, ale zasłania się tajemnicą lekarską co do jej szczegółów i tego, czy dziecko przeżyło zabieg.
- Nogi się pode mną uginają, kiedy myślę o tragedii, jaka wydarzyła się w tym szpitalu. Cały czas wspominam dzieciątko, które straciło tu życie. Nie mogę tego zrozumieć, ani o tym mówić. Brakuje słów... W naszej rodzinie, każde nowe dziecko witane jest z ogromną radością - mówi Mirka Łukowska, która na protest przyjechała z dwójką dzieci. - Nie chcę oceniać tej kobiety, która zdecydowała się na aborcję, bo nie wiemy z jakich powodów podjęła taką decyzję. Może zabrakło wsparcia bliskich, by przyjąć trudniejsze rodzicielstwo i zaopiekować się dzieckiem z zespołem Downa. Ale proszę spojrzeć, w szpitalnej bramie jest pomieszczenie zwane "Kołyską życia" - jeśli matka nie czuła się na siłach, by pokochać to dziecko, mogła po urodzeniu je tutaj zostawić. Na pewno znalazłoby nową kochającą rodzinę.
Każde życie jest skarbem, który należy chronić - przekonywali uczestnicy pikiety
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość
- Nas było w domu dziesięcioro dzieci. Bieda była, ale też radość. Nikt nie pomyślał nawet, żeby dzieci zabijać. Aborcja to jest morderstwo - dodaje starsza pani.
Fundacja "SOS Obrona Poczętego Życia" złożyła zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa, polegającym na nieudzieleniu pomocy dziecku. Do prokuratury sprawę zgłosił też poseł klubu Kukiz`15 Piotr Marzec - Liroy.
- Aborterzy zabijają dzieci, ale mogą to robić dlatego, że politycy stanowią albo utrzymują mordercze prawo - mówił podczas pikiety działacz pro-life i założyciel Fundacji Pro Mariusz Dzierżawski. - Jak pokazał przykład prof. Bogdana Chazana i jego odwołanie z funkcji dyrektora szpitala Świętej Rodziny (po tym, jak odmówił przeprowadzenia aborcji - przyp. jjw), istnieje presja jakoby szpital miał obowiązek zabijania dzieci w przypadkach, w jakich dopuszcza to polskie prawo. To była swoista groźba wobec dyrektorów innych szpitali, żeby nie ośmielili się odmawiać dokonania aborcji. Mam nadzieję, że ta tragiczna śmierć dziecka obudzi sumienia wielu Polaków i też polityków. Na razie widać, że sprawa mocno poruszyła polityków Kukiz`15. Czekamy na głosy pozostałych partii.
Czytaj także: