Przy pomniku Syreny warszawskiej, dłuta Ludwiki Nitschowej, na Wybrzeżu Kościuszkowskim uruchomiona została fontanna.
Zakończył się remont fontanny z Syreną warszawską stojącej na brzegu Wisły, w pobliżu mostu Świętokrzyskiego. Rzeźba wraz z fontanną jest celem licznych wizyt turystów i warszawiaków, tym bardziej że na miejsce można wygodnie dojechać metrem (stacja Centrum Nauki Kopernik). Fontanna u podstawy rzeźby-symbolu ma stać się kolejną atrakcją stolicy. Koszt remontu przeprowadzonego na zlecenie Zarządu Terenów Publicznych to blisko 117 tys. zł.
Pomnik powstał z inicjatywy prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego. To on miał namawiać 23-letnią Krystynę Krahelską do pozowania rzeźbiarce Ludwice Nitschowej. Stefan Starzyński widział w niej pełną wdzięku polską urodę, słowiański charakter i siłę. Zdecydowała się w chwili, gdy Ludwika Nitschowa poprosiła, by podniosła rękę. Rzeźbiarka wsunęła w nią miecz. Zgodziła się nie z próżności, ale poczucia obowiązku… Pewnie przy tym śpiewała białoruskie pieśni, tak jak robiła to często z babami i na wieczorkach „prządkowych” w rodzinnym domu w Mazurkach na pograniczu Nowogródczyzny i Polesia. Śpiewała jak syrena i tak też była piękna.
Krystyna Krahelska (pseudonim okupacyjny "Danuta") zginęła w pierwszym dniu Powstania Warszawskiego w ataku dywizjonu "Jeleń" na Dom Prasy przy ul. Marszałkowskiej. Była kurierką, łączniczką i sanitariuszką Armii Krajowej. Dla żołnierzy pułku "Baszta" napisała słowa piosenki "Hej, chłopcy, bagnet na broń". Pochowana początkowo przy ul. Polnej 36, dziewięć miesięcy później Krystyna została przeniesiona do grobu na cmentarzu przy kościele św. Katarzyny. Poza matką, Janiną, w pogrzebie wzięła udział autorka rzeźby Syreny, Ludwika Nitschowa. Jej imieniem nazwano wiele drużyn harcerskich w całym kraju, a także Szkołę Podstawową nr 212 w Warszawie. Pośmiertnie została odznaczona Krzyżem Walecznych, Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami.
Syrena, odlana w brązie przez firmę "Bracia Łopieńscy", stanęła na brzegu Wisły w kwietniu 1939. Pomnik ocalał z pożogi wojennej. Rzeźbę dłuta Ludwiki Nitschowej wspominali żołnierze, dla których z praskiej strony była symbolem niezłomności Warszawy. Bo skoro ona stała, wprawdzie w zasiekach, na pierwszej linii frontu i z 36 przestrzeleniami oraz dziurą wielkości jajka w mieczu, to i miasto się obroni.
Więcej o Krystynie Krahelskiej: