Błysk radości w oku zdradzał, że coś się dokonało. Nie tylko w życiu niepełnosprawnego Michała Paska. Cały stadion wyszedł przemieniony.
Klaszczemy w dłonie. Radosne rytmy pieśni na chwałę Boga od samego rana rozbrzmiewały na PGE Narodowy. W końcu hasłem tegorocznych rekolekcji "Jezus na Stadionie” były słowa Psalmu: "Szczęśliwy naród, który umie wielbić Pana, będzie kroczył w świetle Twego oblicza".
Na parkingu przed stadionem ustawiały się autokary, a przy bramkach kolejki.
- Na rekolekcje zapisało się 35 tys. osób. Większość z nich przyjechała spoza Warszawy. Są nawet osoby z Anglii, Niemiec czy Francji. Poprzednim razem przyjechała grupa Hiszpanów ze swoim tłumaczem - wyjaśnia Leszek Tarasewicz, współorganizator modlitewnego spotkania, które po raz trzeci odbywa się w Warszawie. W sumie po raz piąty.
Po godz. 9 w uroczystej procesji na stadion została wniesiona kopia obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej - nauczycielki modlitwy uwielbienia, która od 60 lat nawiedza polskie parafie, a we wrześniu rozpocznie peregrynację w diecezji po praskiej stronie Wisły.
Rozpoczyna się praktyczna szkoła uwielbienia. Kwadrans po godz. 9 na scenie w kształcie mapy Polski pojawił się o. John Bashobora. Charyzmatyk zachęcał, by podnieść do góry ręce i w tym geście "wznosić" Boga ponad swoje problemy, choroby...
- Kiedy nasze uwielbienie idzie w górę, zstępuje uzdrowienie, przychodzi nadprzyrodzona moc Ducha Świętego. Zostaliśmy stworzeni, by uwielbiać Boga - tłumaczył.
Odpowiedź na modlitwę była zaskakująca... - Sześć osób nie umie chodzić. Niektóre z nich są na wózkach. On was uwalnia, a wy jesteście nieświadomi. Zacznijcie chodzić. Gdzie jesteście? Przejdźcie kilka kroków - zachęcał o. Bashobora. - To czterech mężczyzn i dwie kobiety - dodał.
Krążę po stadionie w poszukiwaniu cudów, o których mówił charyzmatyk z Ugandy. Uwagę przykuwa wielki baner z napisem "adoracja”. Do zaaranżowanej na stadionowym holu kaplicy trudno się dostać - taki tłok.
Kolejki ustawiają się także do spowiedzi i modlitwy wstawienniczej. Ktoś zaczyna głośno płakać. Kapłani niestrudzenie spowiadają, nawet przy stoisku z zapiekankami...
W przerwie między konferencjami przez płytę stadionu idzie Sylwia Milczek. Z lewej strony ma kulę. Przyjaciele - ze względu na jej trudną sytuację zdrowotną - złożyli się na bilet. Niecałe dwa lata temu lekarze wydali na nią "wyrok", a operacja zamiast pomóc jeszcze bardziej jej zaszkodziła. Nie poddaje się.
- Kiedy zaczynam skupiać się na Jezusie, uwielbiać Go, odkrywam, jak dużo od Niego otrzymuję: mam wspaniałych przyjaciół, gdzie mieszkać, trafiam do najlepszych specjalistów… - wymienia.
Nawet podczas rekolekcji dostała kilka "prezentów". - Bardzo chcę powrócić do pracy z dziećmi, to moja pasja. Wierzę, że Bóg otworzy mi do tego drogę. Tymczasem… posadził mnie w otoczeniu prawie samych maluchów - cieszy się.