Kładzie ręce na ludzi i odzyskują słuch, znikają nowotwory, od lat niemogący chodzić skaczą z radości. 1 września Marcin Zieliński poprowadzi modlitwę uwielbienia w praskiej katedrze.
Twoje modlitwy są wysłuchiwane. Jak się modlisz?
Modlę się modlitwą uwielbienia, językami, czytam Pismo Święte... na tym buduję moje codziennie życie z Bogiem. Oczywiście, bardzo ważne są także sakramenty. Kiedy wstaję rano, zawsze zapraszam Pana Boga do tego dnia i staram się z Nim go spędzić. Nie lubię rutyny, u mnie każdy dzień jest trochę inny i inna jest modlitwa. Staram się więc, by była to relacja, a nie traktowanie Pana Boga jak automat - wrzucisz dwie formułki i wypadają dwa batony. Jak się modlę? Ze wspólnotą lub sam w domu, w samochodzie, po prostu tam, gdzie jestem. Często słucham nagrań z YouTube'a z pieśniami uwielbienia i modlę się z nimi. To mi pomaga. Ale jeśli widzę, że za bardzo jestem zależny od tych nagrań, to je wyłączam, bo nie chcę wielbić wykonawców, ale Boga. Wtedy zamykam się w ciszy z Pismem Świętym. Rozmawiam z Bogiem na podstawie jednego słowa, jednej linijki... Czasem nic nie robię. Gdy zaczynałem, modliłem się tak: Duchu Święty, możemy się teraz razem ponudzić. I siedziałem, nic nie robiąc, np. pół godziny, czasem więcej. To jest relacja. Każdy dzień wygląda inaczej. Gdybym miał się spotykać z dziewczyną i cały czas robić to samo, i o tym samym rozmawiać, to byłby nudno. Tak samo jest z Bogiem, czasem siedzisz i On cię pociesza, czasem masz uniesienie duchowe i skaczesz z radości, a czasem razem milczycie.
Jaka jest najskuteczniejsza modlitwa?
Najskuteczniejsza jest modlitwa prosto z serca. Bóg odpowiada na prawdziwe wołanie, forma jest drugorzędną kwestią. Mogę powiedzieć, że dla mnie bardzo ważna jest modlitwa uwielbienia. Tak modliła się Matka Boża (Magnificat). To ma być spotkanie z Bogiem, czas wejścia w głębię modlitwy. Warto "stracić" na taką modlitwę dużo czasu. W mojej wspólnocie nie boimy się poświecić godziny lub więcej na tę modlitwę. Warto pamiętać, że kiedy zaczynamy się modlić, to mamy rozproszenia. Jest więc to też czas na pozbycie się ich, wyciszenie ducha, myśli... Niestety często ludzie kończą się modlić, zanim pozbędą się rozproszeń. A szkoda, bo po prawdziwej modlitwie, po prawdziwym spotkaniu z Bogiem jesteśmy odświeżeni, odżywieni i nie mówię tutaj o uczuciach, bo one raz są, raz nie. Po modlitwie wiem, czy rzeczywiście spotkałem się z Bogiem, czy uciekłem i zakończyłem modlitwę tylko na etapie rozproszeń.
Pościsz?
Tak. Zwykle raz w tygodniu. Piję wtedy tylko wodę. W taki dzień czuję szczególną pomoc Boga, bo jak sam próbuję, opierając się na sile woli, to w połowie dnia umieram z głodu (śmiech). A z Bożą pomocą potrafię wytrzymać dłużej, normalnie funkcjonując.
Jak wygląda Twoje codzienne życie - czy masz czas dla siebie?
Nie daję sobie wejść na głowę (uśmiech). Mam pewne granice i się ich trzymam. Wiem, że niektórzy z podobną posługą umierali z przemęczenia. Staram się dlatego zdrowo jeść, ćwiczyć i się wysypiać. To ważne. Znajduję też czas dla znajomych, czasem chodzimy z kolegami na mecz, gramy w FIFĘ... Czasem jednak zdarzają się maratony, np. sześć dni posługi na Litwie. Cały czas w trasie. Wschód - Zachód. Ciągle się za kogoś modliłem. W tym czasie przygotowywałem kolejną konferencję. Przyjeżdżałem ze spotkania na spotkanie. Tak na przykład było, kiedy mówiłem konferencję na Stadionie Narodowym w lipcu tego roku. Na to spotkanie dotarłem prosto z lotniska, wracałem wtedy ze Stanów, po jednej godzinie snu. Rok wcześniej też było intensywnie: Chicago, Detroit, Las Vegas. Trzy stany, duże odległości, zmiana czasu, 30 stopni, pięć Mszy św. na dzień i w przerwach modlitwa za ludzi. Zero odpoczynku. Pod koniec byłem dętką.
Boisz się zemsty szatana za swoją posługę?
Nie boję się diabła. Bóg jest silniejszy. To diabeł ma się mnie bać, bo ja jestem dzieckiem Boga. Cały czas jestem chroniony przez Niego. Każdego dnia zanurzam się w Krwi Pana Jezusa, która mnie chroni. Czy mi dokucza? Czasem tak, ale uważam, że szkoda czasu, by o nim rozmawiać. Jezus jest naprawdę fascynujący!