Musisz odmówić odpowiednią liczbę zdrowasiek, walczyć ze swoimi słabościami i karać się za każdy grzech, żeby udobruchać Boga? To nie tak.
Monika i Marcin Gajda są psychoterapeutami, rekolekcjonistami, autorami książek o wychowaniu i duchowości, a także rodzicami czworga dorosłych dzieci i dziadkami. W swojej pracy mają do czynienia z osobami, których problemy natury psychicznej wynikają z neurotycznego podejścia do wiary, z fałszywego obrazu Boga, wyniesionego z dzieciństwa lub wypaczonego na skutek różnych losowych zdarzeń i zranień. 9 maja w Centralnej Bibliotece Rolniczej, wraz z o. dr. Tadeuszem Kotlewskim SJ, rozmawiali o tym, co w naszej religijności jest zdrowe, sprzyjające rozwojowi, a co powinno niepokoić.
Spotkanie odbyło się w ramach cyklu „Duchowość dla Warszawy”, organizowanego przez Papieski Wydział Teologiczny w Warszawie.
GALERIA ZE SPOTKANIA - TUTAJ
- Dla dzieci to rodzice są pierwszym obrazem Boga. Jeśli na miłość mamy czy taty musiały zasługiwać, jeśli wysilały się, żeby ich przebłagać, będą miały skłonność do tego, żeby Boga traktować w ten sam sposób. Lękowo. Trudno im będzie przyjąć, że Bóg kocha je bezwarunkowo, że mają Jego miłość zawsze i za darmo, nawet jeśli zgrzeszą, upadną, odejdą… On będzie czekał na ich powrót, zawsze będzie na „tak” – mówiła Monika Gajda.
Czy nasza religijność kieruje nas ku rozwojowi, czy raczej trzyma na uwięzi i tłumi talenty?
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość
Jak zaznaczył jej mąż wypaczony obraz Boga - surowego sędziego może być efektem źle prowadzonej katechezy, w której kładło się nacisk na nakazy, zakazy, powinności, mniej natomiast ukazywało miłosierne i kochające oblicze Boga. Wpojony w dzieciństwie lęk przed karzącym Stwórcą, grzechem, piekłem, potępieniem, własną słabością, popełnieniem błędu, blokuje rozwój duchowy. Człowiek staje się emocjonalnie zablokowany, niezdolny do autentycznej, żywej wiary. Neurotyczna religijność przejawia się chorobliwym przywiązaniem do rytuału, którego przestrzeganie ma przebłagać, zyskać przychylność, udobruchać Boga. Jej źródłem jest olbrzymi lęk przed Bogiem.
- Człowiek czasami myśli, że od jego modlitw i działań zależy czy zostanie zbawiony. Że jak Tony Halik musi pokonywać trudności i walczyć ze słabościami, żeby potem triumfalnie zatknąć flagę i oznajmić, że wykorzenił jakiś grzech. Świętych postrzega jako tych, którzy tak się spięli, tak pracowali nad sobą, aż im się udało dostać do nieba – ostrzegał Marcin. – A tymczasem "łaską jesteśmy zbawieni", łaską jest wiara, świętość, cnoty…. Musimy przejść do głębi serca i odkryć, że tam jest źródło, w którym mieszka Bóg.
Jezuita o. Tadeusz Kotlewski, wykładowca teologii duchowości na Collegium Bobolanum, podkreślił, że modlitwa jest jak oddychanie. Dzięki niej stajemy się zdolni do miłości Boga i ludzi, widzimy głębiej. Nie jest po to, żeby Boga zagadywać, żeby przez nią bardziej czy lepiej nas kochał.