Uroczystą zmianą warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza, hymnem państwowym, złożeniem kwiatów, salwą honorową, przemarszem do katedry WP i Mszą św. upamiętniono zamordowanych 75 lat temu na Wołyniu Polaków.
- Była niedziela. Przyszli do nas uzbrojeni Ukraińcy. Kazali się ubrać i wyjść przed dom. Ja, mój 2-letni brat, mama i tata stanęliśmy na podwórku. Z perspektywy lat dziękuję Bogu, że moi rodzice nie zostali zabici siekierą lub widłami, a zostali rozstrzelani. Mnie kula nie trafiła. Upadłam i najprawdopodobniej straciłam przytomność. Leżałam pod trupem mamy. Gdy się obudziłam, widziałam łunę palonego domu i otwarte oczy mamy. Paliły się zagrody. Wstałam i ciągnęłam mamę za rękę. Prosiłam, by wstała. Nie wstała już nigdy. Poszłam do sąsiadów. Zastałam tam jednego człowieka. Zamknął mnie w pokoju i kazał siedzieć cicho. Ale jak może siedzieć cicho niespełna 4-letnie dziecko zaraz po utracie mamy i takich zdarzeniach? Płakałam, aż w końcu usnęłam. Po latach dowiedziałam się, że był to Ukrainiec, ale nie banderowiec. Z domu zostałam wyprowadzona nocą przez znajomego taty. Szliśmy lasem i jak tylko słychać było mowę ludzi, kazał mi kucać w krzaczkach i nie odzywać się. Bo oni grasowali nocą jak szczury. Łuna płonącego ognia i otwarte oczy matki towarzyszą mi do dnia dzisiejszego - wspominała przed Grobem Nieznanego Żołnierza Janina Kalinowska, prezes Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych an Wołyniu.
Zaakcentowała, że choć szanuje obchody, jakie w rocznicę zbrodni odbywają się w Polsce, to jako przedstawicielka Kresowian i Wołynia domaga się ekshumacji zwłok i sprowadzenia ich do ojczyzny. - Nie wiem, gdzie są pochowani moi rodzice. A banderyzm tak kwitnie teraz, jak i był wtedy na Ukrainie. Teraz podchodzą pod obozy cygańskie. Dziękujemy za uchwałę w sprawie Wołynia, ale czekamy na ustawę, która ma moc prawną. Dziś się bardziej ceni mniejszość ukraińską w Polsce niż nas, Kresowian - podkreśliła.