Od 22 lat nie ma domu. Mieszka w pensjonacie socjalnym „Św. Łazarz” w Warszawie i… się nie poddaje.
Paweł Ilecki właśnie wrócił z Oslo, gdzie na międzynarodowej konferencji mówił o mechanizmach wykluczenia społecznego. Biegle posługuje się kilkoma językami. Mimo że takie wyjazdy są dla niego trudne, bo "jego Asperger nie lubi zmian", nie miał tremy. Przemawiania przed publicznością nauczył się w Teatrze Bezdomnych, z którym występuje w oratorium księży salezjanów na warszawskiej Pradze.
Z zamiłowania i wykształcenia jest etnografem, z dyplomem magisterskim Uniwersytetu Warszawskiego. Po studiach został rzecznikiem prasowym Cepelii, później pracował jako kustosz w Muzeum Narodowym w Warszawie. A potem… Jak w wielu historiach o bezdomności, życie się poplątało, skomplikowało, aż stało się wegetacją bez bliskich i własnego kąta.
- To jest mit, że osoby w kryzysie bezdomności wybierają taki styl życia. Z różnych powodów nie mają domu, ale bardzo chciałyby go mieć. Dla mnie wejście w bezdomność było koszmarem, bo z natury jestem domatorem, lubię mieć własne miejsce, być otoczony znajomymi sprzętami - mówi pan Paweł.
Trudny jest moment, kiedy staje się na ulicy z dobytkiem mieszczącym się w jednej reklamówce. Jeszcze trudniejsza do zniesienia jest świadomość, że nie ma się do kogo zadzwonić, nie ma kogo poprosić o pomoc, że przechodnie mijają obojętnie albo przeganiają z miejsca na miejsce. Że jest się całkowicie samemu.
- Po bardzo aktywnej pracy rzecznika prasowego, nagle zasiadłem za biurkiem w zaciszu Łazienek Królewskich. Zamiast kontaktu z ludźmi, przez cały dzień opisywałem eksponaty i trudno było mi się przystosować do tej zmiany - wspomina początki swoich kłopotów pan Paweł.
W tym samym czasie zaczęły się trudności w małżeństwie. Jego żona odeszła. Kilka tygodni później zmarła matka.
- Nagle życie mi się zawaliło na wszystkich frontach, zostałem sam jak palec. W dużym mieszkaniu, w którym nie było się do kogo odezwać. Pustkę zalewałem alkoholem - mówi bezdomny.
Monotonne zajęcia muzealnika nie dawały satysfakcji, więc pan Paweł spełniał się, pisząc artykuły do pism popularnonaukowych. Oprócz zadowolenia, miał z wierszówek drugą pensję. Pomyślał w końcu, że nie warto męczyć się w nudnej pracy, skoro mógłby żyć z samego pisania. Teraz wie, że tą decyzją chciał zapewnić sobie komfort picia. Bo już wtedy miał z alkoholem poważny problem. Stał się stałym bywalcem nocnych klubów, rano do pracy szedł na kacu. Kiedy zwolnił się z Muzeum Narodowego, wszystko się pogorszyło.