Ponoć są najlepsze w Warszawie. Z dworku w Sulejówku posyłał po nie sam Józef Piłsudski. Długie kolejki przed maleńką, rodzinną cukiernią Zagoździńskich na Woli ustawiają się nie tylko w tłusty czwartek.
- W naszej rodzinie nigdy nie było nacisku ani przymusu pracy w cukierni - mówi pani Sylwia. - To było coś zupełnie naturalnego i oczywistego. Świadomość, że pracowały na nią trzy pokolenia, sprawia, że chce się kontynuować rodzinną tradycję. Ja nie mam papierów czeladniczych ani zdolności manualnych, żeby zawijać ciasto na pączki, a u nas robi się to wyłącznie ręcznie. Z wykształcenia jestem ekonomistką, więc w cukierni jestem od cyferek, liczenia, organizacji i sprzedaży w sklepie. Za to nieźle w produkcji pączków sprawdził się mój mąż, którego praca w cukierni już całkowicie pochłonęła. Mam nadzieję, że nasza córka Monika albo syn Rafał kiedyś odziedziczą rodzinny interes i będą piątym pokoleniem w cukierni Zagoździńskich.
Słodka wizytówka Woli
„Najlepsze pączki w mieście powinny doczekać się właściwej oprawy jako wizytówka Woli” - napisali mieszkańcy zabytkowej, XIX-wiecznej Kolonii Wawelberga, w której zabudowie mieści się cukiernia. I uzyskali pieniądze z budżetu partycypacyjnego na stworzenie Różanego Skweru Pysznych Pączków.
- Jest nam tutaj ciasno, bo zajmujemy tylko dwa małe pomieszczenia. W jednym odbywa się produkcja, w drugim - sprzedaż. Ale nie myślimy o przeprowadzce - mówi właścicielka. - Klienci przyzwyczaili się do tego miejsca, do tego, że codziennie rano wokół roznosi się zapach smażonych pączków. Wiedzą, że tutaj kupią ciastka jak od babci, pyszne, bez chemii i zawsze świeże. Ja sama nie mogę się powstrzymać i codziennie rano zjadam jednego pączka. Pracownicy się śmieją, że to kontrola jakości. A ja po prostu je uwielbiam.