- Pielgrzymka jest symbolem naszego życia, które ma początek i koniec. Dlatego musimy pytać siebie, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy - mówił w Świątyni Opatrzności Bożej kard. Kazimierz Nycz do uczestników Warszawskiej Pielgrzymki Pieszej Akademickich Grup "17".
Z "siedemnastkami" wyruszam po raz 14., ale co roku pielgrzymka jest inna, idzie się z różnymi prośbami, podziękowaniami i tęsknotami. Pan Bóg obdarza łaskami, dobrymi ludźmi na trasie i pogodą ducha. Przyprowadza osoby, których intencje mamy ponieść na Jasną Górę. Kiedy w aptece kupowaliśmy środki opatrunkowe, aptekarka prosiła nas o modlitwę za jej synka z zespołem Downa. To piękne, że tak wzajemnie możemy siebie nieść w sercu - mówi Katarzyna Kretkiewicz z wielopokoleniowej grupy "żółto-biało-żółtej", potocznie zwanej "jajecznicą".
Prawie tysiąc uczestników 308. Warszawskiej Pielgrzymki Pieszej Akademickich Grup "17" wyruszyło o świcie z kościoła akademickiego św. Anny na Starówce pod hasłem: "Duch daje życie". Na kolejnych postojach liczba piechurów zazwyczaj rośnie i na Jasną Górę dociera ich prawie dwa razy więcej. Na drogę pobłogosławił ich ks. Zenon Hanas SAC, prowincjał Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego Warszawskiej Prowincji Chrystusa Króla.
- Wszyscy są jeszcze wypoczęci i dlatego zaplanowaliśmy na początek najdłuższy, 10,5-kilometrowy odcinek z kościoła św. Anny do Wilanowa, a potem jeszcze do przejścia do wieczora kolejne 23 km. To jest też najtrudniejszy etap, wiodący ulicami zatłoczonego miasta. Trzymamy się jednak tradycji pielgrzymowania przez Warszawę, ponieważ w ten sposób chcemy dać świadectwo naszej wiary - podkreśla Wojciech Socha, kierownik pielgrzymki.
Kiedy 15 rozśpiewanych, kolorowych grup szło al. Rzeczpospolitej w kierunku Świątyni Opatrzności, wielu mieszkańców Miasteczka Wilanów pozdrawiało ich, a niektórzy właśnie dopiero w tym miejscu przyłączali się do kolumn, jak pani Ewa z Wilanowa, która dołączyła do "amarantów". - Mam jedną poważną intencję, która mnie zmotywowała, żeby po raz pierwszy wybrać się na pielgrzymkę. Zresztą plecak mam "ciężki" od próśb i podziękowań, nie tylko swoich - mówi.
Pielgrzymi pozdrawiali zaspanych mieszkańców Warszawy. Joanna Jureczko-Wilk /Foto GośćZwracając się do pielgrzymów, kard. Kazimierz Nycz podkreślił, że pierwsza Msza św. odprawiana na początku pielgrzymiej drogi podobna jest do doświadczenia uczniów na Górze Tabor, gdy Jezus na ich oczach przemienia się i ukazuje swoją chwałę.
- Każda Eucharystia jest dla nas Górą Przemienienia. Podczas niej Pan Jezus uobecnia swoją ofiarę Wielkiego Piątku w sposób sakramentalny, by nas karmić, umocnić w naszym ziemskim pielgrzymowaniu, które jest jak wędrówka Izraelitów do ziemi obiecanej.
Duchowny ostrzegał jednak, by nie powtórzyć błędu Izraelitów, którzy zmęczeni trudami wędrówki przez pustynię zaczęli szemrać przeciwko Bogu i zlekceważyli otrzymywaną z nieba mannę.
Jak zaznaczył kardynał, możliwość uczestniczenia we Mszy św. i przyjęcia Komunii św. jest największym duchowym darem, chociaż dla niektórych stała się już tylko przykrym niedzielnym obowiązkiem. Dlatego tym ostatnim trzeba pomóc na nowo odkryć piękno Eucharystii, najlepiej dając świadectwo własnego częstego korzystania z sakramentów.
- Pielgrzymka jest symbolem naszego życia, które także ma wyraźny początek i koniec. Dlatego musimy pytać siebie, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy. Przez wielu ludzi świadomość początku życia duchowego na chrzcie i tożsamości chrześcijańskiej bywa zapominana. A jeszcze bardziej zapominany bywa kres naszej ziemskiej pielgrzymki, którym jest życie wieczne. Zajęci wieloma sprawami, zabiegani, zapominamy, że żyjemy dla Boga, a kres nasz jest w domu naszego Ojca - mówił kard. Kazimierz Nycz.