Ponad dwieście osób modliło się podczas ekstremalnej drogi różańcowej, idąc ulicami prawobrzeżnej Warszawy w nocy z 11 na 12 października.
Modlitwa rozpoczęła się przed północą uroczystą Mszą św. pod przewodnictwem bp. Marka Solarczyka w katedrze św. Floriana i św. Michała Archanioła na Pradze. Po niej pątnicy wyruszyli w ciszy w 20-kilometrową trasę w 20-osobowych grupach. Co kilometr zatrzymywali się przy obrazie, by wysłuchać rozważania do poszczególnych tajemnic Różańca. - Przyszłam z miłości do Matki Bożej. Zabrałam intencje osób, które kocham oraz tych, dla których moje zgromadzenie posługuje, czyli najbardziej potrzebujących. Modlę się też o powołania do albertynek. Bardzo odpowiada mi kontemplacyjny charakter pielgrzymki - uśmiecha się s. Marzena ze zgromadzenia sióstr albertynek z Pragi.
Prócz postojów na rozważania, pątnicy zatrzymywali się na półgodzinne odpoczynki i gorące poczęstunki w bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa, w parafii Matki Bożej z Lourdes, Matki Bożej Loretańskiej i przy Akademii im. Leona Koźmińskiego przy ul. Jagiellońskiej.
- Matka Boża się do nas uśmiecha. Przytula nas do serca i chce nam powiedzieć: „Kocham was. Obdarzę wieloma prezentami. Obsypię łaskami”. Ona pyta Jezusa, czy znajdzie się miejsce w niebie dla każdej Jej córki i syna. I pewnie, idąc przez noc, zadawaliście sobie pytanie, czy Maryja będzie miała się czego uchwycić w waszym życiu - mówił. ks. Roman Kot, administrator ośrodka duszpasterskiego pw. Matki Bożej Pompejańskiej podczas porannej Eucharystii wieńczącej III Drogę Różańcową.
Przypomniał, że Maryja od 200 lat prosi o modlitwę różańcową i przemianę serca. - Różaniec to najbardziej absorbująca modlitwa, bo jest manualna, werbalna i kontemplacyjna - przekonywał.
- Droga nie była trudna. Nie padało. Powiewał łagodny wiaterek. Każdy mógł sobie dreptać. Ludzie na ulicach patrzyli na nas bardziej z uznaniem niż z ciekawością - mówią pątnicy. Agnieszka Kurek-Zajączkowska /Foto GośćNocna modlitwa została zorganizowana w tym roku po raz trzeci. I mimo stosunkowo krótkiego stażu, ma już swoich zwolenników. - Jestem drugi raz. Maryja przemieniła całe moje życie. Jestem zaangażowana w pracę i działalność wspólnot parafialnych. Cieszę się, że poszłam, mimo że jestem po rehabilitacji i boli mnie kręgosłup. Miałam intencje i nie miałam wątpliwości, żeby się wybrać. Mąż mnie podwiózł do katedry św. Floriana. Miałam po niego dzwonić, jakbym nie była w stanie iść. Ale nie było takiej potrzeby - mówi z wdzięcznością Renata Białucha.