Na fali dyskusji, co w życiu ważniejsze: rodzenie dzieci czy kariera, Agnieszka Stefaniuk z Warszawy, pracująca z wyboru mama czterech chłopców i trzech dziewczynek pokazuje, że można zjeść ciastko i je jednocześnie mieć.
Ona sama zapragnęła dużej rodziny, kiedy jako młodziutka studentka, jadąc autostopem na winobranie do Francji, na stacji benzynowej zobaczyła gromadkę wysypujących się z vana dzieci, które rozanieleni rodzice chwytają za ręce.
- To było świadectwo życia pod prąd, życia tak odmiennego od tego, jakie proponuje nam dzisiejszy świat – wspomina.
Dziś Agnieszka Stefaniuk z mężem Grzegorzem (robi najlepsze na świecie „spaghetti à la tatuśsio”) wychowują siedmioro dzieci.
- Różne problemy mnie zaskakiwały, dzieci nie raz zmuszały mnie do wymyślania kreatywnych rozwiązań i bardzo często na chwilę traciłam poczucie, że ogarniam własne życie. Na pewno nie tylko ze mną tak było. Przez lata opracowałam konkretne sposoby pomagające mi poukładać to wszystko, co dzieje się w mojej rodzinie. Dzięki nim opanowałam konflikty między rodzeństwem, nauczyłam dzieci wykonywać domowe obowiązki z przyjemnością, i udało mi się stworzyć, nie obóz wojskowy, a pełen miłości dom, w którym cenimy swoją indywidualność – dzieli się Agnieszka Stefaniuk. I wylicza wartości, na jakie stawia, wychowując dzieci: porządek, posłuszeństwo, umiarkowanie, męstwo i radość. – Zwłaszcza radość potrzebna jest jako konkretna strategia przetrwania, a zdrowy rozsądek – jeśli nauczymy dzieci z niego korzystać – sprawi, że maluchy same będą umieć się obronić przed szaleńczą złożonością dzisiejszego życia – mówi mama Ani, Franka, Benka, Mundka, Eli, Juliana i Basi.