Kiedy była dzieckiem, zazdrościła swojej babci, że spotykała na ulicach Krakowa Brata Alberta. Była pewna, że sama nigdy nie będzie miała szczęścia zobaczyć żadnego błogosławionego. Tymczasem poznała Jana Pawła II i wynoszonych na ołtarze kard. Wyszyńskiego i matkę Czacką.
Szczęśliwe dzieciństwo trwało zaledwie 7 lat. 1 września 1939 r. Krysia z Teresą miały iść do pierwszej klasy. Niemcy zajęli szkołę na szpital, mama straciła pracę, a tata dostał się do niewoli. Schorowany po uwolnieniu z Dachau w 1945 r., zmarł trzy lata później. Czas powojenny nie był dla rodziny dużo łaskawszy. Na szczęście dom rodzinny i Kościół były dla dorastających bliźniaczek wielką podporą.
1 września 1945 r. dziewczynki rozpoczęły naukę w gimnazjum, a potem w liceum. Pierwsze trzy lata wychowawcą klasy był ks. Jan Mazanek, moderator Sodalicji Mariańskiej, do której zostały przyjęte rok później. Dziewczynki nie uległy namowom, by zapisać się też do ZMP, a potem do partii. Siostry rozdzieliły dopiero studia. Obie wybrały Uniwersytet Jagielloński: Teresa polonistykę, a Krysia matematykę. – Zaraz na pierwszym roku studiów włączyłyśmy się w duszpasterstwo akademickie, które oficjalnie nie istniało. Najpierw przy kościele św. Anny, gdzie wspaniałym proboszczem był ks. Jan Pietraszko, późniejszy biskup i kandydat na ołtarze, a duszpasterzem akademickim był w tym czasie ks. Karol Wojtyła – wspomina siostra Miriam.
W tych latach żadne grupy młodzieżowe czy organizacje katolickie oficjalnie nie mogły istnieć. Studentom w duszpasterstwie ani w Sodalicji Mariańskiej nie wolno było się zbierać. Ksiądz nie mógł spotykać się z młodzieżą w akademikach, ale nikt nie mógł zabronić im śpiewać. Przy kościele akademickim istniał więc „młodzieżowy chórek gregoriański”, do którego Wujek, czyli ks. Wojtyła, wpisywał wszystkich chętnych i sam do niego należał. Chórek miał swoje próby i śpiewał, ale przy tej okazji miał możliwość rozmawiać z przyszłym biskupem na wszystkie tematy. Spotkania odbywały się też po domach tych studentów, którzy mieszkali na stałe w Krakowie. Także w domu Isakowiczów.