Adam Nowosad, świadek w procesie beatyfikacyjnym kapelana Solidarności, dzień, w którym dowiedział się o jego śmierci, pamięta w najdrobniejszych szczegółach. Od tego wydarzenia właśnie mija 37 lat.
Byłem wtedy w pomieszczeniu pod zakrystią w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, gdzie mieścił się punkt dowodzenia służb porządkowych, czuwających nad bezpieczeństwem przybywających z godziny na godzinę ludzi. Przeczuwaliśmy, że z ks. Jerzym mogło stać się coś złego, choć w sercu tliła się nadzieja. Nie było o nim wieści od wielu dni. Nagle usłyszałem, jak ktoś poinformował obecnego tam również ks. Przekazińskiego o odnalezieniu ciała księdza Jerzego w wodach Zalewu Włocławskiego. Stałem tuż obok. „No to mamy świętego!” – powiedział ks. Przekaziński, jeszcze w kuluarach. „O czym on mówi? Jaki święty? Przecież to nasz brat, ojciec, przyjaciel” – pomyślałem zdumiony – mówi Adam Nowosad, świadek w procesie beatyfikacyjnym bł. ks. Jerzego Popiełuszki i jego przyjaciel. − Wyszedłem na zewnątrz, żeby ochłonąć, w tym momencie cały kościół zawył z bólu – wspomina dzień 30 października.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.