Ks. Vyacheslav Bystrytskiy: Widziałem przedsionek piekła

Od pierwszych dni wojny pytał Pana Boga, co oprócz spowiedzi, odprawiania Eucharystii, modlitwy i rozmowy z ludźmi mógłby jeszcze czynić. Odpowiedź znalazł w przypowieści o Dobrym Samarytaninie.

Bardzo szybko okazało się, że potrzebnych rzeczy nie można już kupić na miejscu. Trzeba było zorganizować zbiórki w krajach Unii Europejskiej i transportować jako dary do Ukrainy.

- Pan Bóg znowu to przeprowadził. Poznałem Rycerzy Jana Pawła II w Warszawie, którzy systematycznie wożą pomoc dla Ukrainy. Chętnie udostępnili miejsce na przechowywanie zebranej pomocy, jak również pomagają w jej przewożeniu. Od tego momentu nadchodząca z różnych krajów UE, a przede wszystkim z Polski, z różnych parafii, od Związku Ukraińców w Polsce, księży, wspólnot neokatechumenalnych i innych nieobojętnych na cierpienie ludzi, których znam osobiście, jest zbierana w Warszawie, a stąd trafia w Ukrainę, a potem od razu do potrzebujących - mówi kapłan z Chmielnickiego.

Podziękowania z Chmielnickiego
Pan mój i Bóg mój!

 

Większość otrzymanej pomocy trafia na wschód w najtrudniejsze miejsca. Często są miejsca, które zostały wyzwolone spod okupacji, albo miejsca, gdzie nie ma możliwości dowieźć pomocy, bo tereny są pod ostrzałem.

- We współpracy z fundacją „Szansa na życie”, staramy się docierać w takie miejsca, by przyjść z pomocą, gdyż tamtym ludziom jest niezwykle trudno. Pomoc niejednokrotnie trafiła do takich miejsc jak Severodoneck, Kramatorsk, do miejscowości za Charkowem, za Mykolajiv, do Buchy i Borodianki, tuż po wyzwoleniu tych miejsc, jak również do wielu innych miejscowości z linii frontu - opowiada.

Tylko w mieście Chmielnicki, na przełomie lipca i sierpnia przebywało około 80 tys. uchodźców, którzy też potrzebują pomocy na co dzień. Fundacja „Szansa na życie” i jej wolontariusze zapewniają stałe utrzymanie około 250 z nich.

- Oprócz leków, środków higieny, ubrań, a przede wszystkim jedzenia o długim terminie przydatności, o które nieustannie się zwracają potrzebujący, udało się zorganizować dość drogie aparaty do podciśnieniowego leczenia ran, o które zwróciły się do mnie szpitale. Taki aparat jest w stanie w ciągu 5-10 dni wygoić ranę, która wcześniej nie chciała się wyleczyć. Dzięki różnym dobroczyńcom udało się już zorganizować 25 takich aparatów z wymiennymi akcesoriami do nich. Lekarze byli bardzo wdzięczni za pomoc - dodaje kapłan.

Kilkakrotnie jeździł z transportami na wschód. Był wśród pierwszych, którzy dotarli z pomocą po wyzwoleniu Borodianki, Buchy i Irpenia.

- To, co zobaczyliśmy po drodze, wyglądało jak obrazy z gry komputerowej albo apokaliptycznych filmów: spalone czołgi na drodze szybkiego ruchu, pociski od gradów sterczące z asfaltu pośrodku ulicy, bariery wygięte jak druciki po eksplozji pocisku, kilkunastometrowe dziury w domach czarnych od wybuchów. Kiedy dotarliśmy do Borodianki, stanąłem przed blokiem, który był w połowie zniszczony przez bomby lotnicze. Spod gruzów wyciągnięto 44 ciała. To było, jak przedsionek piekła. Zobaczyłem jakiego zniszczenia dokonuje diabeł, którego dziełem jest każda wojna.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..