Od pierwszych dni wojny pytał Pana Boga, co oprócz spowiedzi, odprawiania Eucharystii, modlitwy i rozmowy z ludźmi mógłby jeszcze czynić. Odpowiedź znalazł w przypowieści o Dobrym Samarytaninie.
W 2009 r. skończył Archidiecezjalne Seminarium Misyjne „Redemptoris Mater” w Warszawie. Od 2014 r. ks. Vyacheslav Bystrytskiy pracuje w Ukrainie. Obecnie jest wikariuszem w parafii Chrystusa Króla w Chmielnickim, w centralnej Ukrainie. Tam zastała go wojna.
Podziękowania z ChmielnickiegoOd pierwszych dni wojny zastanawiał się i pytał Pana Boga, co – oprócz rzeczy, które już robi – jak spowiedź, odprawianie Eucharystii, modlitwa, rozmowa z ludźmi – mógłby jeszcze czynić.
Pytałem Boga, jak mam konkretnie w zaistniałej sytuacji odpowiedzieć na Miłość, której doświadczyłem od Niego przez lata mojego życia. Modliłem się, czytałem Biblię. Pan do mnie przemówił przez Słowo o dobrym Samarytaninie, który się zaopiekował Izraelitą, porzuconym przez wszystkich. Dla mnie to było Słowo, które zachęcało, by pomagać najbardziej potrzebującym – uchodźcom, rannym, tym którzy stracili bliskich albo wszystko - mówi.
Najpierw nie wiedział, jak to robić. Zdawał sobie sprawę, że jego możliwości są bardzo ograniczone.
- Ale Pan, jak zawsze, zaczął sam to prowadzić. Zaczęli do mnie się odzywać różni znajomi z różnych krajów, pytając: w czym możemy pomóc.
Dzięki nim mógł zrobić już wiele. W pierwsze dni wojny kupował najpotrzebniejsze rzeczy. Na przykład dużą partię termicznej bielizny, bo na początku marca było bardzo zimno. Potem kilka razy załadował bus jedzeniem i wodą, by rozdawać je ludziom w pociągach, którzy uciekali przed wojną. Bywało, że jechali ponad 12 godzin ze wschodu, południa czy z Kijowa, w przepełnionym pociągu tylko z dokumentami. Wraz z nimi podróżowało wiele małych dzieci.
- Wielu bardzo cierpiących zatrzymywało się u nas, w parafii. Jedni zostawali na dłużej, inni na jedną noc i ruszali dalej. Staraliśmy się im pomagać, jak mogliśmy, oferując jedzenie, nocleg, dobre słowo o Chrystusie, który zwyciężył śmierć. Czasem wystarczyło po prostu wysłuchać - wspomina ks. ks. Vyacheslav Bystrytskiy. W tym czasie życie sakramentalne w parafii nie ustawało: wielu ludzi przychodziło modlić się o pokój.