- Był człowiekiem modlitwy, pasterzem zainteresowanym życiem ludzi, pracowitym i uporządkowanym. Ufał bezgranicznie Bożej opatrzności - mówił w Inowrocławiu 26 stycznia osobisty kapelan prymasa Polski.
Jakim był człowiekiem? Ks. Prymas był człowiekiem bardzo pracowitym i uporządkowanym. Każdy jego dzień był uporządkowany, zaplanowany, nawet na urlopie, nawet na emeryturze. Najpierw robiliśmy plan dnia. Nawet gdy przychodziłem do szpitala, pytał jaki mamy plan na dzisiejszy dzień. Msza św., modlitwa brewiarzowa, posiłki, przegląd prasy, korespondencja, spacer, wokół tych rzeczy układaliśmy plan.
W ostatnich latach życia najbardziej widać było jego wiarę i człowieczeństwo. Kiedy siły słabną, kiedy tracimy władzę, najbardziej ujawnia się, jakimi jesteśmy ludźmi. W tym czasie widać było u ks. Prymasa jego wdzięczność do wszystkich. Personel medyczny nazywał go najlepszym pacjentem, był wdzięczny pielęgniarkom i lekarzom za opiekę.
Był człowiekiem bardzo życzliwym i dobrym dla ludzi. Kiedy mu pomagaliśmy, za wszystko dziękował, to czasem było trudne, nawet zawstydzające dla mnie, bo przecież pomoc jemu była moim obowiązkiem, ale on dziękował mnie i innym za różne rzeczy, które dla niego robiliśmy.
Podczas ostatniego przemówienia, w czasie Nieszporów w Seminarium Redemptoris Mater, dwa miesiące przed śmiercią ks. Prymas powiedział, że Pan powoływał go do pełnienia różnych zadań w Kościele, a w tym ostatnim czasie powołuje go do cierpienia. "Teraz Kościołowi jest potrzebne moje cierpienie" - powiedział. Kochał Kościół, całe swoje życie oddał Kościołowi, jak mówił - wszystko zawdzięcza Kościołowi. Lekarz, który był świadomy tego, że cierpi i sam z nim na ten temat rozmawiał, poprosił mnie, bym jeszcze raz porozmawiał z ks. Prymasem i zapytał go, czy nie chce zwiększyć dawki leku przeciwbólowego. Ks. Prymas nie chciał.
Autor Listu do Hebrajczyków pisze tak: „Pamiętajcie o swych przełożonych, którzy głosili wam słowo Boże i rozpamiętując koniec ich życia, naśladujcie ich wiarę” (Hbr 13, 7). Dzisiaj, kiedy modlę się tym tekstem, zawsze myślę o ks. Prymasie, który był moim przełożonym i głosił słowo Boże, byłem przy końcu życia i widziałem jego wiarę.
Kiedy wspominam ks. Prymasa dziesięć lat po jego śmierci, dziękuję Panu Bogu za to, że mogłem być u Jego boku i widzieć Jego miłość do Kościoła.