- Był człowiekiem modlitwy, pasterzem zainteresowanym życiem ludzi, pracowitym i uporządkowanym. Ufał bezgranicznie Bożej opatrzności - mówił w Inowrocławiu 26 stycznia osobisty kapelan prymasa Polski.
Posługa sekretarza, jaką przyszło mi sprawować przy księdzu Prymasie Józefie Glempie przypadła na ostatni okres jego życia, kiedy nie sprawował już władzy kościelnej. Ks. Prymas pozostał człowiekiem, kapłanem, biskupem, od czego nie ma emerytury. Ocenę jego dokonań dla Kościoła i narodu pozostawiam historykom i tym, którzy poznali go bliżej w czasie sprawowania przez niego funkcji prymasa Polski, ja mogę opowiedzieć o tym, jakim był człowiekiem, chrześcijaninem, kapłanem, biskupem w ostatnich latach jego życia.
Jakim był kapłanem? Był kapłanem Soboru Watykańskiego II. W czasie studiów rzymskich, jako młody ksiądz obserwował pierwszy etap soboru i rzeczywiście widać było, że wcielał jego postanowienia w życie. Chcę zwrócić uwagę na dwie rzeczy: po pierwsze był człowiekiem jedności, ekumenizmu. Od samego początku swojej posługi prymasowskiej spotykał się z wyznawcami różnych religii chrześcijańskich oraz innych religii niechrześcijańskich. Nawet na emeryturze uczestniczyliśmy w spotkaniu międzyreligijnym organizowanym przez Wspólnotę św. Idziego (Sant`Egidio) w Monachium. Chętnie brał udział w tych spotkaniach, ale nie tylko szukał jedności pomiędzy różnymi wyznaniami chrześcijańskimi, zależało mu również na jedności pośród polskich biskupów. Niedawno zauważyłem fakt, że ks. Prymas zmarł 23 stycznia, to jest w czasie trwania Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan.
Po drugie: ks. Prymas służył człowiekowi. Tak jak drogą Kościoła jest człowiek, tak i drogą posługi ks. Prymasa był człowiek. Ludzie bardzo dobrze czuli się w jego obecności. Każdy wychodzący z audiencji był zauważony przez niego, nie dawał odczuć dystansu. Kiedy spotykał się z ludźmi zupełnie przypadkowymi, błogosławił. Tak jak na Rusinowej Polanie, kiedy podczas spaceru podeszła do niego grupa ludzi i poprosili o możliwość zrobienia zdjęcia. Ks. Prymas chwilę porozmawiał, a na koniec zaprosił wszystkich do modlitwy i udzielił błogosławieństwa. Był otwarty na ludzi. O ile siły mu pozwalały, chętnie spotykał się z nimi, pozwalał robić sobie z nimi zdjęcia, ale też interesował się życiem, skąd są, czym się zajmują. Kiedyś byliśmy na Kasprowym Wierchu i trudno było nam przejść od stacji do punktu widokowego, bo wielu ludzi zaczepiało go, aby zrobić z nim zdjęcie. Powiedział wtedy – „jestem chyba bardziej popularny niż miś na Krupówkach”.