Plecaki "siedemnastek" ciężkie od intencji

Joanna Jureczko-Wilk Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 06.08.2019 17:30

- Pielgrzymka jest symbolem naszego życia, które ma początek i koniec. Dlatego musimy pytać siebie, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy - mówił w Świątyni Opatrzności Bożej kard. Kazimierz Nycz do uczestników Warszawskiej Pielgrzymki Pieszej Akademickich Grup "17".

Plecaki "siedemnastek" ciężkie od intencji Z "siedemnastkami" pielgrzymują różne środowiska: młodzież, rodziny, osoby związane z duchowością salezjańską, tradycjonaliści... Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość

Z "siedemnastkami" wyruszam po raz 14., ale co roku pielgrzymka jest inna, idzie się z różnymi prośbami, podziękowaniami i tęsknotami. Pan Bóg obdarza łaskami, dobrymi ludźmi na trasie i pogodą ducha. Przyprowadza osoby, których intencje mamy ponieść na Jasną Górę. Kiedy w aptece kupowaliśmy środki opatrunkowe, aptekarka prosiła nas o modlitwę za jej synka z zespołem Downa. To piękne, że tak wzajemnie możemy siebie nieść w sercu - mówi Katarzyna Kretkiewicz z wielopokoleniowej grupy "żółto-biało-żółtej", potocznie zwanej "jajecznicą".

Prawie tysiąc uczestników 308. Warszawskiej Pielgrzymki Pieszej Akademickich Grup "17" wyruszyło o świcie z kościoła akademickiego św. Anny na Starówce pod hasłem: "Duch daje życie". Na kolejnych postojach liczba piechurów zazwyczaj rośnie i na Jasną Górę dociera ich prawie dwa razy więcej. Na drogę pobłogosławił ich ks. Zenon Hanas SAC, prowincjał Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego Warszawskiej Prowincji Chrystusa Króla. 

- Wszyscy są jeszcze wypoczęci i dlatego zaplanowaliśmy na początek najdłuższy, 10,5-kilometrowy odcinek z kościoła św. Anny do Wilanowa, a potem jeszcze do przejścia do wieczora kolejne 23 km. To jest też najtrudniejszy etap, wiodący ulicami zatłoczonego miasta. Trzymamy się jednak tradycji pielgrzymowania przez Warszawę, ponieważ w ten sposób chcemy dać świadectwo naszej wiary - podkreśla Wojciech Socha, kierownik pielgrzymki.

Kiedy 15 rozśpiewanych, kolorowych grup szło al. Rzeczpospolitej w kierunku Świątyni Opatrzności, wielu mieszkańców Miasteczka Wilanów pozdrawiało ich, a niektórzy właśnie dopiero w tym miejscu przyłączali się do kolumn, jak pani Ewa z Wilanowa, która dołączyła do "amarantów". - Mam jedną poważną intencję, która mnie zmotywowała, żeby po raz pierwszy wybrać się na pielgrzymkę. Zresztą plecak mam "ciężki" od próśb i podziękowań, nie tylko swoich - mówi.

Plecaki "siedemnastek" ciężkie od intencji   Pielgrzymi pozdrawiali zaspanych mieszkańców Warszawy. Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość

Zwracając się do pielgrzymów, kard. Kazimierz Nycz podkreślił, że pierwsza Msza św. odprawiana na początku pielgrzymiej drogi podobna jest do doświadczenia uczniów na Górze Tabor, gdy Jezus na ich oczach przemienia się i ukazuje swoją chwałę.

- Każda Eucharystia jest dla nas Górą Przemienienia. Podczas niej Pan Jezus uobecnia swoją ofiarę Wielkiego Piątku w sposób sakramentalny, by nas karmić, umocnić w naszym ziemskim pielgrzymowaniu, które jest jak wędrówka Izraelitów do ziemi obiecanej.

Duchowny ostrzegał jednak, by nie powtórzyć błędu Izraelitów, którzy zmęczeni trudami wędrówki przez pustynię zaczęli szemrać przeciwko Bogu i zlekceważyli otrzymywaną z nieba mannę.

Jak zaznaczył kardynał, możliwość uczestniczenia we Mszy św. i przyjęcia Komunii św. jest największym duchowym darem, chociaż dla niektórych stała się już tylko przykrym niedzielnym obowiązkiem. Dlatego tym ostatnim trzeba pomóc na nowo odkryć piękno Eucharystii, najlepiej dając świadectwo własnego częstego korzystania z sakramentów. 

- Pielgrzymka jest symbolem naszego życia, które także ma wyraźny początek i koniec. Dlatego musimy pytać siebie, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy. Przez wielu ludzi świadomość początku życia duchowego na chrzcie i tożsamości chrześcijańskiej bywa zapominana. A jeszcze bardziej zapominany bywa kres naszej ziemskiej pielgrzymki, którym jest życie wieczne. Zajęci wieloma sprawami, zabiegani, zapominamy, że żyjemy dla Boga, a kres nasz jest w domu naszego Ojca - mówił kard. Kazimierz Nycz.

Metropolita warszawski prosił pielgrzymów, żeby dla tych, których spotkają na swojej drodze, dla osób przyjmujących ich w parafiach i na noclegach, byli "świadkami życzliwymi, serdecznymi, wdzięcznymi".

- Pielgrzymka ma swoje trudności, wymaga wyrzeczeń. Przyjmujcie je pogodnie po to, by w czasie tych rekolekcji w drodze, otwierać swoje serce na Pana Jezusa i bliźnich, by było widać wasze życie Ewangelią na co dzień. Pielgrzymka jest okazją do dawania takiego właśnie świadectwa - zaznaczył kard. K. Nycz.

- Żyjemy w czasach, kiedy propozycji wędrowania mamy wiele i trzeba dobrze rozeznać, w którą stronę iść. Jasna Góra jest dla nas w tych wyborach punktem odniesienia - podkreślił na zakończenie Eucharystii ks. Zenon Hanas SAC, który wraz z przewodnikiem pielgrzymki ks. Wojciechem Świderskim SAC obiecał zanieść do Jasnogórskiej Matki także modlitwę w intencji archidiecezji warszawskiej i jej metropolity.

- Idę na Jasną Górę w intencji dziękczynnej za śluby wieczyste, które złożyłam w tym roku - mówi warszawska albertynka s. Edyta, która wraz z s. Agnes pielgrzymują w "najbardziej radosnej", pomarańczowej grupie salezjańskiej. - Dla nas to okazja do poznania innych, z którymi idziemy, zaprzyjaźnienia się, do głębokich rozmów prowadzonych w drodze czy na postojach, wieczorami przy namiotach - dodają albertynki.

 Idący po raz pierwszy Karol z Bemowa, zaprawiony na górskich szlakach, nie boi się trudów kilkusetkilometrowej drogi.

- Mam brata, który mnie namówił na pielgrzymkę, ale potem w sprawach zawodowych musiał wyjechać za granicę, więc zgłosiłem się w jego zastępstwie. Idę w intencji mojej zmarłej niedawno matki -  mówi Karol.

Jak mówi doświadczony kierownik trasy Wojciech Socha, trzeciego dnia wędrówki przychodzi kryzys i dlatego trasę zaplanowano tak, żeby w tym dniu piechurzy mieli do przejścia tylko 18 km. - Ten, kto dojdzie do Nowego Miasta nad Pilicą, potem już zazwyczaj bez problemów dochodzi do Częstochowy - dodaje.

O innych pielgrzymkach, które wyruszyły 5 i 6 sierpnia z Warszawy, czytaj poniżej.