Uzdrowione. Cuda za wstawiennictwem matki Czackiej i kard. Wyszyńskiego

Tomasz Gołąb Tomasz Gołąb

publikacja 02.09.2021 16:53

Pięciocentymetrowy guz krtani siostry zakonnej zniknął. Przygnieciona belką huśtawki dziewczynka odzyskała zdrowie. To one 12 września poniosą w beatyfikacyjnej procesji relikwie niezwykłych orędowników.

Uzdrowione. Cuda za wstawiennictwem matki Czackiej i kard. Wyszyńskiego Siostra Nulla ze Wspólnoty Sióstr Uczennic Krzyża, uzdrowiona za wstawiennictwem kard. Stefana Wyszyńskiego, oraz Karolina Gawrych, uzdrowiona za wstawiennictwem matki Elżbiety Róży Czackiej, opowiedziały o cudach w swoim życiu podczas konferencji prasowej w Domu Arcybiskupów Warszawskich. Tomasz Gołąb/ Foto Gość

Całą noc dusiłam się. Każdy mój oddech mógł być ostatnim. Lekarz stwierdził, że będzie cudem, jeśli przeżyję noc. W tym czasie moje współsiostry wraz z moją mamą modliły się za wstawiennictwem kard. Stefana Wyszyńskiego. Robiły to przez sześć-siedem tygodni, dziewięć razy w ciągu każdego dnia. Tej nocy, z 14 na 15 marca 1989 r.  przełożona zapytała moją mamę, czy jest gotowa na odejście córki. Przytaknęłą. Ja też byłam gotowa, choć pragnęłam żyć - wspomina s. Nulla.

Gdy zachorowała, miała zaledwie 19 lat i była nowicjuszką Zgromadzenia Sióstr Uczennic Krzyża. W zakonie przybrała imię "Nulla", co znaczy znaczy "nic", bo jak mówi, bez Boga jest niczym. Choć niektórzy przekornie mówią o niej: cudowna siostra.

Uzdrowione. Cuda za wstawiennictwem matki Czackiej i kard. Wyszyńskiego   Gdy zachorowała, miała zaledwie 19 lat i była nowicjuszką Zgromadzenia Sióstr Uczennic Krzyża. W zakonie przybrała imię "Nulla", co znaczy "nic", bo jak mówi, bez Boga jest niczym. Choć niektórzy przekornie mówią o niej: cudowna siostra. Tomasz Gołąb/ Foto Gość

Nie potrafi opowiadać swojego świadectwa uzdrowienia bez kontekstu swojej wspólnoty zakonnej i jej charyzmatu. Powołana w 1982 r. czerpie obficie z duchowości kard. Stefana Wyszyńskiego i od początku modli się o wyniesienie go na ołtarze. Za wstawiennictwem sługi Bożego modliła się od początku swojej choroby także s. Nulla.

- Prosiłam o dar męstwa. Gdy lekarze w Szczecinie zdiagnozowali złośliwego raka tarczycy, przeszłam pierwszą operację. Usunięto zmiany nowotworowe oraz dotknięte przerzutami węzły chłonne. Ale choroba nie zniknęła. Trafiłam do Centrum Onkologii w Gliwicach, gdzie otrzymałam m.in. jod radioaktywny. Pod koniec 1988 r. zaczęłam się bardzo źle czuć. Coś dusiło mnie w gardle. Po nowym roku przeszłam znowu badania w Szczecinie, okazało się, że nowotwór się odnowił, w dodatku z przerzutem do gardła. Guz miał już 4 centymetry. Nie mogłam oddychać, jeść ani spać. Nowotwór zagrażał życiu, usłyszałam, że zostały mi trzy miesiące.

Wyjściem mogła być operacja, ale wiązała się z olbrzymim ryzykiem powikłań, bo oznaczała przecięcie żuchwy, tracheotomię i usunięcie części krtani. S. Nulla nie zgodziła się na operację, a siostry ze Zgromadzenia Sióstr Uczennic Krzyża podjęły jeszcze bardziej intensywną modlitwę za wstawiennictwem sługi Bożego.

- Miałam świadomość, że życie się kończy, czas biegnie nieubłaganie, ale uchwyciłam się myśli lekarza w Gliwicach, że na ryzyko zawsze jest czas. Jeszcze przecież żyłam, chodziłam, oddychałam. Dopiero później usłyszałam, że lekarze przyjęli mnie na oddział i poddawali leczeniu tylko dlatego, że byłam młoda i mogłam załamać się. Sami nie wierzyli, że ich leczenie może mi pomóc.

Po kilku dniach otrzymała ponownie dawkę jodu radioaktywnego. Po tym stan pogorszył na tyle, że lekarz wspomniał o cudzie przeżytej nocy. Rankiem 15 marca jedna z sióstr usłyszała, że cud właśnie się wydarzył. Sześć dni później s. Nulla została wypisana do domu. Guz zniknął.

- Jestem świadkiem, że cuda się zdarzają. Tym, którzy wierzą, nie potrzeba zbyt wiele tłumaczyć - mówiła s. Nulla podczas konferencji zorganizowanej w Domu Arcybiskupów Warszawskich na 10 dni przed beatyfikacją kard. Stefana Wyszyńskiego.

W listopadzie 2018 r. konsylium lekarskie powołane przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych uznało to zdarzenie za niewytłumaczalne z medycznego punktu widzenia. Następnie sprawę badała komisja teologów. We wrześniu 2019 r. komisja kardynałów i biskupów Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych potwierdziła autentyczność uzdrowienia za wstawiennictwem sługi Bożego. Papież Franciszek 2 października 2019 r. podczas audiencji dla Prefekta upoważnił Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do ogłoszenia dekretu o cudzie, co stanowiło ostatni etap jego procesu beatyfikacyjnego.

O swoim uzdrowieniu podczas konferencji zorganizowanej przez Katolicką Agencję Informacyjną, opowiedziała również 18-letnia pochodząca z Kuzy pod Łomżą Karolina Gawrych. Ona doświadczyła cudu, potwierdzonego przez Kongregację ds. Beatyfikacyjnych za przyczyną matki Elżbiety Róży Czackiej.

Uzdrowione. Cuda za wstawiennictwem matki Czackiej i kard. Wyszyńskiego   - Miałam siedem lat. To były ostatnie dni wakacji 2010 r. Razem z siostrami poszłyśmy na huśtawkę. Rozbujałam się tak mocno, że rozpadła się, a na głowę zwaliła mi się masywna belka. Młodsza siostra pobiegła po rodziców, a oni wezwali karetkę - wspomina Karolina. Lekarze nie dawali nadziei. Tomasz Gołąb /Foto Gość

- Miałam siedem lat. To były ostatnie dni wakacji 2010 r. Razem z siostrami poszłyśmy na huśtawkę. Rozbujałam się tak mocno, że rozpadła się, a na głowę zwaliła mi się masywna belka. Młodsza siostra pobiegła po rodziców, a oni wezwali karetkę - wspomina.

Z głowy sączył się płyn mózgowo-rdzeniowy, dziewczynka dusiła się własną krwią.

- Pierwsza operacja, potem transport do warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka, kolejne dwie operacje... Lekarze nie dawali mamie żadnych nadziei, że kiedykolwiek będę jeszcze normalnie funkcjonowała. Niemal natychmiast zadzwoniła do mojej cioci, s. Agnes ze zgromadzenia Franciszkanek Służebnic Krzyża. Modliło się za mnie całe zgromadzenie, znajomi i ich przyjaciele. Po miesiącu, ku zdumieniu lekarzy, zaczęłam mówić, funkcjonować, chodzić. 2 klasę skończyłam w domu, ale następne już z rówieśnikami - opowiada Karolina Gawrych.

Lekarze spodziewali się, że jeśli nie umrze, pozostanie w stanie wegetatywnym lub będzie miała poważne uszkodzenia, m.in. wzroku i słuchu. W intencji dziewczynki modliło się całe Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża - za wstawiennictwem Matki Czackiej. Już 13 września nastąpił przełom i dziewczynka zaczęła szybko odzyskiwać wszystkie władze. Dziś jest całkowicie zdrowa.
27 października 2020 r. Ojciec Święty Franciszek upoważnił Prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, kard. Marcello Semeraro, do ogłoszenia dekretu dotyczącego cudu przypisywanego wstawiennictwu Elżbiety Róży Czackiej.

- Karolina nie mogła pamiętać długiego leczenia. Lekarze dawali nadzieję na poprawę w perspektywie roku, tymczasem ona opuściła szpital po dwóch miesiącach! Byłyśmy w tym czasie świadkami rodzinnego dramatu, widzieliśmy przejęcie s. Agnes. Z tym większą radością przyjęliśmy wieści o poprawie, wybudzeniu ze śpiączki. Karolina wracała do życia jak burza, zadziwiając personel Centrum Zdrowia Dziecka. W tym czasie złożone w Watykanie positio czekało na ocenę teologów. Czułyśmy, że Pan Bóg przygotowuje dla nas niespodziankę. Takim wielkim darem, które umożliwia wyniesienie matki Elżbiety Róży Czackiej na ołtarze jest właśnie uzdrowienie Karoliny - cieszy się s. Radosława Podgórska, franciszkanka służebnica krzyża. 

- Cud jest konieczny w procesie beatyfikacyjnym. Nie chodzi o uleczenie z choroby psychicznej czy duchowej, ale wyłącznie o cud natury cielesnej. Musi być to uzdrowienie z choroby śmiertelnej, nagłe i trwałe, gdy medycyna nie daje już szans wyleczenia. Do stwierdzenia, czy dane wyzdrowienie było cudem, potrzeba dwóch instancji: medycznej i teologiczno-prawnej. Należy zebrać historię choroby, od początku jej zaistnienia po wyjście ze szpitala. Ważnym elementem są świadkowie procesu, by stwierdzić, że uzdrowienie nastąpiło za wstawiennictwem konkretnego świętego - dodaje o. Zdzisław Kijas OFM Conv, relator w procesie beatyfikacyjnym kard. Wyszyńskiego, a obecnie postulator generalny zakonu franciszkanów.