Manuia ki Varsovie

Leniwe, bigos, nóżki i pierogi smakowały najbardziej. Warszawskie rodziny, które przyjęły pielgrzymów, zyskały przyjaciół na zawsze.

Zaproszenia na koniec świata padały niemal w każdym domu.
– Kto wie, już kiedyś byłem w Australii, więc może i do Wallis i Futuny zawitamy – śmieje się Grzegorz Smogorzewski, który z żoną Zytą przyjął pod swój dach przy ul. Targowej dwie dziewczyny z wulkanicznej wyspy na Pacyfiku. Sam przygotował golonkę, bigos i nóżki, choć nie był przekonany, czy egzotyczni goście odważą się spróbować polskich specjałów.


Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

30 dni

już od 19,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..