Została ich garstka. To była ostatnia szansa, by wspomnienia przelać na papier. 21 marca zmarł Jerzy Lisiecki ps. "2422" i "Jerzy II".
W redakcji warszawskiego "Gościa” zadzwonił telefon. - Dzień dobry, nazywam się Jerzy Lisiecki, jestem powstańcem. Bardzo się spieszę. Mam już 90 lat - odezwał się głos w słuchawce. Z bohaterem niepodległościowych walk spotykaliśmy się w kawiarni w Muzeum Powstania Warszawskiego. - Ostatnio coraz częściej wracam myślami do tamtych wydarzeń... - zaczął rozmowę.
Całe powstańcze życie trudno jest opowiedzieć. Pan Jerzy od pięciu lat spisuje je w formie szczegółowej biografii, jego wspomnienia zarchiwizowały także Muzeum Powstania Warszawskiego i Stowarzyszenie Pamięci Powstania Warszawskiego 1944, ale potrzeba wspominania historii wciąż powraca. - Chciałbym przekazać młodszym etos Armii Krajowej. Na spotkania batalionu „Ruczaj” przychodzi nas już tylko garstka. Łzy mam w oczach. Pokolenie świadków wymiera. W nurt powstańczy rodzina nie zawsze chce się zaangażować - mówi.
Dlatego tak bardzo wzrusza się, kiedy 1 sierpnia na Powązki przychodzą młodzi. Jest pewien, że gdyby powstanie wybuchło dziś, oni bez wahania wzięliby w nim udział. To go pociesza. Tak wiele jeszcze chciałby im opowiedzieć: o walkach, powstańczym życiu i o ideałach Dmowskiego, które wcielał w swoim życiu. We wspomnieniach powracają powstańcze obrazy. Te, które wyryły się najbardziej w pamięci, mniej dotyczą dat. To historie opowiadane przez łzy. Bo o najbliższych, których zabrała wojna.
Tego dnia brat Jerzego Lisieckiego służący w batalionie "Gustaw-Harnaś” miał zdobywać kościół św. Krzyża. Mżyło, więc pożyczył wojskowy płaszcz. W kieszeni był pistolet. Niefortunnie wysunął się i upadł na ziemię. Huk! Brat runął na ziemię, noga przestrzelona. Od razu zabrali go do szpitala. Początkowo na Jasnej, potem na Powiśle. Opiekowała się nim mama. Do czasu, gdy wkroczyli tam Niemcy. Już po powstaniu pojechali tam z ojcem. Szpital był wysprzątany, jakby żadnego "gwałtu” tam nie było. Zeszli do piwnicy. - Widzę łóżko metalowe z siateczką, a tam zwłoki leżą gołe. Spojrzałem - noga w gipsie. Serce zabiło mi mocniej. Podchodzę bliżej. Ciało zwęglone. Patrzę na rysy - śliczne - wspomina. To był jego brat. Pan Jerzy wybiegł.
Ekshumacja odbyła się w maju 1945 r. W wykopanym na ulicy przy szkole dużym dole leżało kilkadziesiąt osób. Było gorąco, nad rozkopanym dołem unosiły się chmary much. Ciała wyjmowali po kawałku. Brata rozpoznał po zagipsowanej nodze. Głowę mamy – po kruczych włosach i białym paśmie. Na środku był otwór po kuli. - Prosto strzelił ten drań - mówi. Tato pokazał karteczkę, którą zdążyła przekazać mu mama. Pan Jerzy z pamięci cytuje: "Kochany Zygmusiu, jestem z Konradkiem na Drewnianej, nie martw się o nas. Bóg jest z nami”. - Bóg nie pomógł... - słowa więzną w gardle. Po chwili dodaje: - Mateńka czuwa nade mną.
Brat i mama pochowani są na Powązkach, niedaleko grobu Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Często tam przychodzi, wspomina...Do dziś nurtuje go tajemnica tragedii szpitala na Drewnianej. To była znana placówka. 27 września 1944 r., w dniu egzekucji, siostry ze szpitala na Tamce załatwiły u Niemców zgodę na ewakuację rannych. - Dlaczego nie zabrano rannych również z mieszczącego się ok. 300 metrów dalej szpitala na Drewnianej? Podobno miał w tym udział komendant szpitala, który nie chciał ewakuacji. Nie było go także podczas ekshumacji. Nie mogłem zażądać od niego wyjaśnień. Nie wiem także, dlaczego mój brat trafił do szpitala na Powiślu, które od kilku dni było zajęte przez Niemców - zastanawia się.
Jerzy Lisiecki zmarł 21 marca w wieku 91 lat. Był absolwentem Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Poznaniu, żołnierzem AK, uczestnikiem Powstania Warszawskiego i radnym Rady Powiatu Wołomińskiego. Nabożeństwo żałobne odbędzie się 27 marca o godz. 13.40 w kościele św. Karola Boromeusza w Warszawie. Następnie trumna z ciałem powstańca zostanie złożona na Cmentarzu Powązkowskim.
Powstańcza relacja Jerzego Lisieckiego dostępna jest na stronie www.sppw1944.org oraz ahm.1944.pl.
Któż by się nie bał, o Panie, i nie uczcił Twojego imienia? (Ap 15,4)
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.