W "Gościńcu" można spotkać wiele postaci biblijnych. 7-letnią Marię Magdalenę o wielkich zielonych oczach i kruczoczarnych włosach. Mędrców, w których bez trudu chrześcijanin rozpozna Trzech Królów. Ale gra ma być przeżyciem także dla osób niewierzących. Bo Jacek Małkowski chciałby, żeby gra miała nie tylko walor nowoczesnej ewangelizacji, ale by stawiła czoła najgłośniejszym pozycjom RPG. I była od nich lepsza.
Jacek Małkowski głęboko wierzy, że jego gra będzie najlepszą planszówką na świecie. W dodatku taką, po której każdy gracz stwierdzi: chrześcijaństwo jest super. – Inaczej nie chcę jej tworzyć – mówi. Zanim zaczął myśleć o grze, sam przez piętnaście lat zapamiętale, nieraz do białego rana pochłonięty był tzw. role-playing games, w których wcielić się trzeba w zmyśloną postać, poruszającą się w świecie istniejącym jedynie w wyobraźni grających.
– Wielokrotnie byłem mistrzem gry, czyli osobą prowadzącą, odgrywającą rolę autora scenariusza, reżysera, narratora i zazwyczaj aktora ról postaci drugoplanowych. Gracze musieli reagować na sytuacje i zadania, jakie przed nimi stawia scenariusz i mistrz gry – mówi Jacek Małkowski. – Z tym, że były to rozgrywki w świecie zła, w których spotykało się często postacie demoniczne, dysponujące zaklęciami, magią i mrocznymi mocami.
Nowa gra, „Gościniec” ma być równie atrakcyjna: wciągać, ale integrując grupę, przyciągać szatą graficzną, ale być dostępną dla każdego, bawić, ale przy okazji pokazywać realne skutki swoich wyborów. Tak, by każdy po rozgrywce stwierdził: chrześcijaństwo jest super.