75 lat temu zmarł Alek Dawidowski, bohater "Kamieni na szaniec" i Akcji pod Arsenałem. - Takich jak my było mnóstwo - opowiada jego przyjaciółka Danuta Zdanowicz-Rossman.
Harcerki, które odwiedzają dziś Danutę Zdanowicz-Rossman, z namaszczeniem gładzą w pokoju duży rozkładany stół. To przy nim siedzieli „Alek”, „Zośka” i „Rudy”, bohaterowie „Kamieni na szaniec”. Razem zresztą z ich autorem, Aleksandrem Kamińskim. To mąż Danuty, Jan Rossman, wymyślił tytuł książki, która już w 1943 r. stała się niemal harcerską biblią. Po Akcji pod Arsenałem miała zagrzewać do walki nastolatków z Szarych Szeregów. Ale nawet nie musiała.
W jej mieszkaniu na Bielanach przy ulicy Zgrupowania „Żmija” (w powstaniu wchodziło w skład Obwodu Armii Krajowej „Żywiciel”) siedzi grupa młodzieży z pobliskiej parafii św. Krzysztofa.
Komendantka Wojskowej Służby Kobiet Batalionu „Ostoja”, adiutantka harcmistrza Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, bohatera „Kamieni na szaniec” i kapitana Tadeusza Klimowskiego, dowódcy Batalionu „Ostoja”, regularnie spotyka się z młodzieżą i harcerzami spragnionymi jej opowieści o II wojnie światowej.
95-letnia Danuta Zdanowicz-Rossman z radością opowiada im więc o młodzieńczych ideałach swoich przyjaciół, Macieja Dawidowskiego „Alka”, Jana Bytnara „Rudego” i Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”. „Było upalne lato, przyszła dziwna jesień z majowymi dniami, nadchodzi biała, pełna zagadek zima, a potem, potem... będzie wiosna, zielona wiosna, pełna realizujących się marzeń” - zapisała Danusia w drugą rocznicę kapitulacji Warszawy i powołania Szarych Szeregów, 27 września 1941 roku.
Marzyli o wolności od pierwszych dni wojny.
Przy tym stole siadali „Alek”, „Zośka” i „Rudy”, bohaterowie „Kamieni na szaniec” Tomasz Gołąb /Foto Gość - Właściwie to cieszyliśmy się na wojnę i przygotowywaliśmy do niej. Wierzyliśmy, że damy sobie z Niemcami radę. Uwierzyliśmy, że nawet guzika nie oddamy, choć musieliśmy oddać znacznie więcej - mówi gorzko Danuta Zdanowicz.
Aleksy Dawidowski został ciężko ranny w brzuch w Akcji pod Arsenałem. Podczas ewakuacji zdołał jeszcze rzucić w kierunku Niemców granat, co umożliwiło bezpieczny odwrót na Stare Miasto. Został odwieziony do mieszkania państwa Zawadowskich na Żoliborzu i tam opatrzony. Ponieważ rany okazały się bardzo poważne, przewieziono go do Szpitala Dzieciątka Jezus i tam operowano.
„Alek” zmarł po czterech dniach, 30 marca 1943 r., w tym samym dniu, gdy w Szpitalu Wolskim umarł „Rudy”. Dawidowski został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim. Po wojnie jego zwłoki zostały przeniesione do grobu Jana Bytnara w kwaterze Szarych Szeregów na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.
Losy „Rudego”, „Alka” i „Zośki” opisał Aleksander Kamiński w „Kamieniach na szaniec” - „opowieści o wspaniałych ideałach braterstwa i służby, o ludziach, którzy potrafią pięknie umierać i pięknie żyć”.
- Takich jak my było mnóstwo. To byli ludzie w waszym wieku, każdy z nas chciał coś dać z siebie innym. Dziś czasem słyszymy: „należy mi się to i to”. A my naprawdę myśleliśmy, co możemy zrobić dla ojczyzny i dla innych. I to nie były „wielkie słowa”. Wojna wyzwoliła w ludziach wiele dobra - mówi Danuta Zdanowicz-Rossman młodym, którzy usiedli wokół jej fotela.