Statek bezdomnych pojechał na Żerań

W Warszawie, 300 km od morza, powstał dalekomorski szkuner. Zbudowali go podopieczni Pensjonatu Socjalnego "Św. Łazarz".

Siedemnastometrowy szkuner będzie się nazywał „Ojciec Bogusław”. Na cześć pomysłodawcy, charyzmatycznego kamilinina, opiekuna bezdomnych, który nie bał się marzyć i te marzenia realizować. W Warszawie stworzył Kamiliańską Misję Pomocy Społecznej, przy Dworcu Centralnym otworzył charytatywny bar „Św. Marta” i punkt pomocy medycznej „Św. Kamil”. Nagrywał płyty i koncertował w USA, zbierając pieniądze na wzorcowy i nowoczesny Pensjonat Socjalny „Św. Łazarz” w pofabrycznych budynkach w Ursusie.

Właśnie na podwórku „Łazarza” i w jednej z pofabrycznych hal urządzono prowizoryczną stocznię, w której od 2006 r. mozolnie, z ogromną determinacją wielu ludzi, powstawał statek. Żadna łupinka, ani licha łajba, ale porządny 32-tonowiec. Własnym sumptem, bez specjalnej zbiórki pieniędzy, własną pracą bezdomnych i wolontariuszy. „Jeśli mogą zbudować jacht, to tak naprawdę mogą wszystko” – mówił o. Bogusław Paleczny o swoich podopiecznych.

- Przez dwanaście lat przy powstawaniu szkunera pracowało ponad stu bezdomnych  – mówi Waldemar Rzeźnicki, kierownik budowy jachtu oraz jego kapitan   - Przez dwanaście lat przy powstawaniu szkunera pracowało ponad stu bezdomnych – mówi Waldemar Rzeźnicki, kierownik budowy jachtu oraz jego kapitan
Joanna Jureczko-Wilk /Foto Gość
24 listopada gotowy statek został specjalnym transportem przewieziony z Ursusa do portu Żerań, gdzie przez najbliższe półtora roku będzie przechodził ostatnie szlify. Dostanie śrubę napędową, urządzenie nawigacyjne oraz niezbędne wyposażenie koi. Potem czeka go długa podróż do portu w Gdańsku. Po wodowaniu i testach na morzu, popłynie w rejs. Najpierw nieśmiało po Bałtyku, a potem kto wie - może i w podróż na Karaiby, o czym marzył o. Paleczny. Ale i bez tego nadzieje inicjatora budowy już się spełniają: bezdomni udowodnili innym i przede wszystkim sobie, że potrafią robić wielkie rzeczy.

- Dla mnie pomysł był kosmiczny i podchodziłam do niego sceptycznie – przyznaje Adriana Porowska, związana z KMPS od 13 lat, od 9 lat jako jej kierownik. Po latach docenia zamysł o. Bugusława, który w ten sposób chciał przywrócić bezdomnym poczucie godności, ale też pokazać innym, że są to ludzie naprawdę wartościowi i utalentowani w różnych dziedzinach.

Myśl o nietypowym dziele bezdomnych przyszła do o. Palecznego w szpitalu w Otwocku, gdy lecząc gruźlicę, dzielił salę z marynarzem. Morskie opowieści, obudziły w nim ducha przygody i dawne wspomnienia. Pochodził przecież ze Szczecina, przed wstąpieniem do zakonu uprawiał żeglarstwo i przez kilka lat pracował jako monter kadłubów w Stoczni Gdańskiej. „Dla mnie ten jacht to symbol pozornie niemożliwego. Najgorsze w bezdomności jest nabranie przekonania, że nie ma wyjścia z tej sytuacji. A to nieprawda” – mówił w 2008 r. w wywiadzie dla Portalmorski.pl.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..