500 osób niepełnosprawnych, ich przyjaciół, więźniów i osób bezdomnych po raz 28. wyruszyło pieszo i na wózkach inwalidzkich do Częstochowy.
- Uznaliśmy, że Mania była za mała na pielgrzymkę. Ledwie zostaliśmy, dostała wirusowego zapalenia mózgu. Trzy tygodnie leżeliśmy w szpitalu, a za jej zdrowie modliła się niejedna pielgrzymkowa grupa. O tym, że córka cudem wyszła z choroby cało, bez żadnego upośledzenia, zaświadczyło pięciu lekarzy - twierdzą.
Piotr (prosił, by nie podawać jego danych) na pielgrzymkę przyjechał z dalekich Bieszczad. Dostał na nią przepustkę z zakładu karnego. Ma do odsiedzenia jeszcze ponad 2 lata, ale wierzy, że pielgrzymka odmieni jego życie.
- Już się zmieniłem - mówi jeden z jedenastu więźniów, którzy po raz dwudziesty wyruszyli z niepełnosprawnymi na pielgrzymkę. W drodze będą pomagać im w codziennych zmaganiach z chorobą.
Na swoim wózku Julita ma napis: "Supermenka". Chociaż pielgrzymkowi bracia i siostry częściej mówią do niej: "księżniczka". Cierpiącą na dziecięce czterokończynowe porażenie mózgowe córkę prowadzić na Jasną Górę będzie jej tata, Bogdan.
- Dla nas pielgrzymka to najwspanialsze wydarzenie w całym roku. Straciłem niedawno żonę, więc siostry i bracia są dla nas prawdziwą rodziną. Nie znam wspanialszej, bardziej spontanicznej i serdecznej grupy ludzi - mówi Bogdan Tarczyński z Jabłonny.