W archikatedrze warszawskiej rozpoczęły się przygotowania do beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia.
Cieszę się bardzo, że tak licznie możemy dziękować Panu Bogu za dar beatyfikacji, prosząc o dobre owoce naszego przygotowania do niej - powiedział proboszcz archikatedry ks. prałat Bogdan Bartołd we wprowadzeniu do liturgii.
Przypomniał, że w ramach duchowych przygotowań od listopada od maja każdego 28. dnia miesiąca będzie odprawiana Msza św. z prelekcją. Inauguracyjnej liturgii przewodniczył biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej Michał Janocha.
Nawiązując w homilii do daty narodzin i chrztu kard. Stefana Wyszyńskiego - 3 sierpnia 1901 r. w Zuzeli - kaznodzieja zwrócił uwagę, że "nie było wówczas żadnego proroka, który powiedziałby, że temu dziecięciu pisany będzie los Mojżesza”. - Tak, jak on wyprowadzi swój lud z niewoli egipskiej, że przejdzie na jego czele suchą nogą i Morze Czerwone się rozstąpi. Będzie wiódł przez pustynię, cierpiał bunt i wskazywał życiodajne źródła, a potem pod koniec życia wejdzie na górę Nebo, aby z jej szczytu zobaczyć Jordan i zaznać umiłowanej wolności - powiedział.
Biskup przypomniał, że w dniu chrztu kard. Stefan Wyszyński został nie tylko włączony w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, ale także w Jego funkcje kapłana, króla i proroka.
Wyjaśnił, że istotą powszechnego kapłaństwa, na którym zbudowane jest kapłaństwo sakramentalne, jest składanie ofiar ze swojego życia i serca. Jako przykład składania ofiary, biskup przytoczył "Zapiski więzienne”, w których więziony Prymas ze swojej udręki składa Bogu ofiarę. "Jeśli ci Ojcze, jest potrzeba coś więcej niż dotychczas się dzieje ze mną, to czyń. Jeśli ci jest potrzebne moje więzienie, piwnica dla mnie, udręki śledcze, procesy, widowisko z twego sługi, oszczerstwa, pośmiewisko i wzgarda pospólstwa i wszystko czego zapragniesz, oto ja. I spadł mi ciężar z serca” - cytował słowa Prymasa biskup.
- Gdzieś tutaj jest klucz do tego, co w Prymasie najgłębsze, największe. Tu jest źródło i szczyt tego wszystkiego, co wydarzy się potem. Postawa ofiary i ofiarowania, która w jego życiu będzie dokonywać się w sposób szczególny przez Maryję. Jest wciąż nieustannie jasnym znakiem, im bardziej nasza epoka pogrąża się w egoizmie, konsumpcji i w zgubnym micie autonomii człowieka - zauważył kaznodzieja.
Z kolei funkcja królewska, w ocenie biskupa Janochy, w życiu kard. Wyszyńskiego realizowała się poprzez "panowanie”. - Tę rolę Kościół brał na siebie, kiedy w kraju brakowało króla, brakowało państwa, jeśli popatrzymy w tej perspektywie na rolę prymasa, a PRL potraktujemy, jako długie, bolesne intermezzo między II i III Rzeczpospolitą, to on był interreksem. I nie było w tym kraju drugiej osoby, która reprezentowałaby Polskę, w sytuacji, gdy sztandarowi władcy nie byli wybrani przez naród - zauważył biskup.
Dodał, że w życiu Prymasa "miłość do Boga i miłość do ojczyzny splatały się w przedziwny najgłębszy sposób”.