- Ufamy, że ks. Piotr w drodze do nieba jest i będzie otoczony sporą rzeszą tych, których Bóg stawiał na jego drodze - mówił w homilii pogrzebowej proboszcz katedry warszawsko-praskiej i przyjaciel ks. Piotra Pawlukiewicza.
Dlaczego ks. Piotr był tak kochany? - pytał w homilii podczas uroczystości pogrzebowych ks. Piotra Pawlukiewicza jego przyjaciel, ks. Bogusław Kowalski. - Był odblaskiem głosu Jezusa, jak każdy kapłan być powinien. Ale był szczególnym odblaskiem. Czy podawał ludziom tylko cukierki? Czy rozwadniał Ewangelię, by się przypodobać? Czy zachęcał do drogi na skróty, czy dawał łatwe recepty? Czy dlatego, że był fajny, że dowcipkował? Poczucie humoru, uśmiech, jego błyskotliwość to były tylko dodatki. Ale kochaliśmy go za to, że był odblaskiem głosu Jezusa Chrystusa. Kiedy było trzeba, mówił: "Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto jest bez grzechu”. I mówił Jezus przez niego - głosił ks. Bogusław Kowalski, proboszcz katedry św. Floriana na Pradze.
Wspominał, że w pierwszej parafii, w Żyrardowie, gdy namówił go na rekolekcje, jedna z parafianek przyszła do niego i skarżyła się: "Dlaczego ks. Piotr uwziął się na mnie? On mówi tylko o mnie. Przecież on mnie nie zna, trafia w sedno, a ja się kulę i najchętniej zasłoniłabym twarz ze wstydu. Skąd on zna moje słabości?".
- On mówił do wszystkich, tylko celnie. Trafiał w sedno, ale nie po to, byśmy się kulili, ale wyprostowali, dzięki łasce Bożej i Bożemu Miłosierdziu. Kiedy śledziliśmy jego życie, mogło się wydawać, że nieustannie trwa u niego triumfalny wjazd do Jerozolimy, nieustanna Niedziela Palmowa: owacje, podziękowania, wdzięczność, oklaski. Czuł się tym naprawdę zawstydzony - mówił ks. Bogusław Kowalski.
Dodał, że Jezus po ostatniej wieczerzy, w Ogrodzie Oliwnym wołał: "Ojcze, jeśli to możliwe oddal ode mnie ten kielich. Ale nie moja, ale Twoja wola niech się dzieje".
- Piotr swój ogród oliwny miał później, jakby na końcu drogi krzyżowej. Mówił do mnie: "Boguś, rozumiem, że muszę cierpieć. Ale jedna choroba Parkinsona Panu Bogu by nie wystarczyła? Dlaczego jeszcze ta boleśniejsza, na kręgosłup?". A, jak wiemy, umarł na trzecią. "Boguś, ja już nie wyrabiam z bólu". Ruszył 35 lat temu z Panem Jezusem na Golgotę. Nie uciekł od krzyża. I po ludzku zaczęło się od pierwszej stacji, gdy pojawił się wyrok choroby, ciśnie się na usta: niesłuszny. Przyjął ten krzyż i poszedł z nim. Wiemy, jaka jest trzecia, i siódma, i dziewiąta stacja - mówił przyjaciel Zmarłego, odczytując początek jego testamentu: "Bogu Wszechmogącemu wyrażam wdzięczność za dar życia, dar wiary, dar kapłańskiego powołania. Ufam w ogrom Bożego Miłosierdzia, które niejednokrotnie ratowało mnie od tragedii, gdy w swej pysze i duchowej ślepocie igrałem ze złem. Proszę wszystkich o wybaczenie tego, co im zawiniłem, tego czym ich zgorszyłem, czym zadałem im ból. Wybaczcie mi moją pychę, zarozumiałość, proszę polecajcie mą duszę Bożemu Miłosierdziu". - Przy czwartej stacji w swoim życiu nieustannie spotykał Matkę Bożą, a Ona "wszystkie te sprawy rozważała i zachowywała w swoim sercu". Dobrze wiemy, że bez tego, co czyniła Maryja, którą starał się naśladować, nie byłby tym kim jest i był. Wiemy, że bez modlitwy, bez oddania maryjnego niewiele można wskórać. Ile razy jak Cyrenejczyk pomagał krzyż nieść innym i ilu było Cyrenejczyków w jego życiu? Sam nie dałby rady. Ocierał łzy ludziom, przez całe kapłańskie życie, a potem sam wyciągał ręce, by inni przychodzili mu z ulgą.
Ks. Bogusław Kowalski wspomniał, że ks. Pawlukiewicz nie chciał mówić o swojej chorobie.
- Z biegiem lat, zdany na dobre serce ludzi, pokornie prosił o pomoc. A kiedy już naprawdę nie miał siły, mówiłem: "Piotrek, odpuść, już nie jedź na kolejne rekolekcje". Ale do jednej grupy miał słabość. "Choćby mnie na wózku mieli dowieźć, do księży, tych rycerzy Chrystusa muszę pojechać". A potem przybił grzechy swojego życia do krzyża, w swoim mieszkaniu odprawił ostatnią Mszę św., przyjął odpust zupełny. Jak nie wierzyć w tę prawdę, że Pan Bóg zabiera człowieka z tego świata w najlepszym stanie jego duszy? I skłoniwszy głowę oddał ducha - opisywał ostatnie chwile życia ks. Piotra.
Ks. Bogusław Kowalski zadawał też pytanie o to, co Bóg chce powiedzieć światu, który żegna ks. Piotra przy prawie pustym kościele.
- Ksiądz nigdy nie powinien zasłaniać Pana Boga, ale w dobrym księdzu łatwiej ukochać Pana Boga. Przez dobrego księdza łatwiej w Boga uwierzyć. Ksiądz nigdy do nieba nie idzie sam: idzie z tymi, których Bóg stawiał na jego drodze. Ufamy, że sporą rzeszą jest i będzie otoczony ks. Piotr w drodze do nieba, przytaczając zakończenie testamentu duchowego Zmarłego: "Niech Bóg będzie uwielbiony za niepojętą dobroć, którą przez całe życie mi okazywał. Niech zlituje się nade mną za moje wielkie przewinienia, którymi go zasmucałem”. - Niech Bóg będzie uwielbiony za księdza Piotra. Wołamy dziś i wołać będziemy. W jednej z ostatnich refleksji, gdy gasłeś już w oczach, księże Piotrze, odniosłeś się do wojskowego porządku i mówiłeś: „Przychodzi czas, gdy dowódca mówi: koniec walki, zdać broń i mundur, i odmaszerować”. Tak, Pan Bóg mówi dziś do ciebie: „Piotrze, odłóż na półkę Pismo św., zdejmij stułę, odsuń mikrofon i odmaszerować”. Odmaszerować po wieczną nagrodę, Amen.
.