Współpracowniczka kard. Stefana Wyszyńskiego opowiedziała o świętości w codzienności Prymasa Tysiąclecia.
Anna Rastawicka podkreślała "świętość w codzienności" Prymasa Tysiąclecia.
- Często już w czasie śniadania czy innego posiłku były omawiane tematy, które interesowały przychodzących gości. Jednak najważniejsze sprawy były przedmiotem osobistych rozmów. Przy stole ksiądz prymas dbał o pogodną atmosferę. Mówił, że przy poważnych tematach źle się trawi. Nie zauważyłam, żeby komukolwiek z nas, pracowników, okazał brak zaufania, chociaż miał prawo. Wyczuwało się jednak wielką ostrożność i roztropność, nawet przy posiłkach. Lubił, gdy opowiadaliśmy kawały, także polityczne, ale i te o Wąchocku, góralskie i inne. Czasami dał się namówić i sam coś wesołego opowiedział. Myślałam: siedzę przy stole z człowiekiem świętym, a jaki on jest zwyczajny - mówiła, opisując liczne audiencje kard. Stefana Wyszyńskiego, które zajmowały mu dużą część dnia.
- Przyjmował na pierwszym piętrze, w tak zwanym gabinecie warszawskim. Przychodzili ludzie z różnych środowisk. Najczęściej kapłani, ale też przedstawiciele władz, ludzie świata polityki, różnych grup społecznych z kraju i zza granicy. Zwyczajem było przychodzenie ambasadorów na początek i zakończenie misji dyplomatycznej. Przychodziły też prywatne osoby z różnymi problemami i sprawami: profesorowie, lekarze, aktorzy, ludzie wykształceni, ale też prości, dorośli i dzieci. Wiele razy docierały do księdza prymasa potajemne wieści: "eminencjo, w tym domu są podsłuchy". A prymas mówił: "Wyjmiemy jedne, to założą drugie. Ja się nie boję podsłuchów, nie mam nic do ukrycia. My musimy żyć święcie, a co mam do powiedzenia w sprawach społecznych, mówię na ambonie". To dawało pokój i wolność w codziennym byciu - wspominała.
- Opatrzność Boża rzeczywiście czuwała nad nami. Choć nie powiem, żeby życie codzienne wśród podsłuchów i nieustannej obserwacji tajnych służb było łatwe, ale dodawała nam sił prostota i wolność gospodarza. Niektóre audiencje i spotkania dodawały księdzu prymasowi siły i pewności, że Bóg czuwa nad nim w sposób niezwykły. Opowiadał o tym, że przyszedł kiedyś ksiądz, który prosił o pomoc w zakupie blachy na pokrycie kościoła. Potrzebował 400 tys. złotych. Ksiądz prymas podszedł do biurka, sprawdził, miał akurat tyle, ale zastanawiał się, co zrobi, gdy przyjdzie inny po pomoc. "To może dam połowę. Ale to połowę kościoła pokryje? Dam wszystko" - zastanawiał się. Ale dał tyle, ile było potrzeba. Wieczorem przychodzi starsza kobieta i prosi brata dyżurnego, żeby poprosił księdza prymasa, ale nikogo innego, tylko jego. Wyciągnęła zawiniątko: "Księże prymasie, to są oszczędności naszego życia z mężem. Nie mamy dzieci. My niedługo pewnie odejdziemy, a księdzu prymasowi się to z pewnością przyda". Wrócił do pokoju, policzył, a tam było równo tyle, ile dał. Takich faktów miał w swoim życiu bardzo wiele - dzieliła się Anna Rastawicka, opisując audiencję dla dziewczynki, która przyszła się pochwalić nową sukienką, czy dla 85-letniej staruszki, która pokonała 300 km, by pożegnać się z prymasem i poprosić o jego błogosławieństwo na jej ostatnią drogę.