Współpracowniczka kard. Stefana Wyszyńskiego opowiedziała o świętości w codzienności Prymasa Tysiąclecia.
Ksiądz prymas przyjmował nie tylko katolików. Miał wielu przyjaciół i był dla nich oparciem. Oprócz audiencji indywidualnych były dziesiątki spotkań grupowych. W sali św. Jana ksiądz prymas przyjmował kapłanów siostry zakonne, lekarzy, prawników, nauczycieli, katechetów, członków Towarzystwa Przyjaciół KUL, kombatantów i przedstawicieli innych środowisk, najczęściej z okazji świąt i swoich imienin. Ksiądz prymas starał się z każdym spotkać osobiście. Byłam świadkiem bardzo wielu takich spotkań, zawsze staraliśmy się obdarować gości. Przygotowywałyśmy koperty z kazaniami księdza prymasa, przepisywanymi przez kalkę, bo nie wolno było drukować jego tekstów, jako wroga Polski Ludowej. Dołączałyśmy też zdjęcia księdza prymasa. Nie był z tego zadowolony. Dopiero, gdy powiedziałyśmy że ludzie proszą o to i bardzo się z tego cieszył, udał, że tego nie widzi. Szczególnym wydarzeniem były spotkania z młodzieżą akademicką. Na tak zwany pączek przychodziło po kilkaset osób. Ksiądz prymas chodził wśród nich, zachęcał do jedzenia, urządzał konkursy, kto zje więcej. Kiedyś jeden młodzieniec zjadł 17! Była wielka radość. Zwykle też prymas wspierał wówczas duszpasterzy akademickich, by mogli pomagać młodzieży. Zwyczajem księdza prymasa było "zamawianie pogody" u św. Antoniego na Boże Ciało. Któregoś roku pogoda była ładna przy trzech ołtarzach, ale przy ostatnim tak lunęło, że wyszliśmy z procesji kompletnie przemoczeni. Na Miodowej pytaliśmy: "Ojcze, jak to będzie ze św. Antonim w tym roku?". "Dam, ale trochę mu potrącę" - odpowiedział. Miał poczucie humoru. W ciągu kilkunastu lat pracy zrobił mi jedną uwagę, gdy zabrakło książek na półce, z której rozdawał je innym. Na biurku zastałam wierszyk: "Aniu niebieskooka, czy ci oko zbladło? Że ci w moim pokoju na półce książek zabrakło?". Dużą część dnia spędzał przy biurku, odpowiadając na korespondencję, pisząc listy, różne memoriały. Na biurku miał rano zawsze stos listów. Za jakiś czas wszystko było ułożone, podzielone w teczkach: Gniezno, Warszawa, Kościół, państwo, prywatne... Odpowiadał na każdy list, nawet dziecka. Dzieci często prosiły o znaczki watykańskie - opisywała Anna Rastawicka, opisując także nieliczne chwile odpoczynku kardynała.