Pracownia Gustawa Zemły na Woli wygląda jak najpiękniejsza kaplica. Święte postacie wypełniają każdy skrawek podłogi, półki, parapety. Rzeźbiarz przychodzi tu codziennie, przechadza się między Janem Pawłem i Matką Teresą. Patrzy im w oczy, rozmawia jak z przyjaciółmi.
Mówi, że rzeźbi, by nie tracić czasu. I z potrzeby serca. Na Woli pracuje od 1984 r. - roku męczeńskiej śmierci kapłana z Żoliborza. To jego Chrystus wisi nad pochowanym przy sanktuarium ciałem zamordowanego księdza. Tu też trzeba podnieść głowę.
- Krzyż to kwitnące drzewo. Chrystus na pniu, przykuty do niego łańcuchami, symbolizującymi związanie ks. Jerzego po uprowadzeniu, wydawał mi się najwłaściwszy – mówi.
Pierwszego Chrystusa mistrz wyrzeźbił kilka lat wcześniej, w Mistrzejowicach, gdzie opracował wystrój wnętrza kościoła św. Maksymiliana Kolbego. Gdy w 1980 r. stanął w pustej jeszcze świątyni, myślał tylko o tym, by oddać postać Boga tak, żeby każdy chciał przed Nim klęknąć. Im dłużej Go rzeźbił, tym lepiej rozumiał Jego cierpienie. Umęczone ciało Jezusa samo stało się krzyżem: przez zawieszony na pionowej belce podtrzymującej strop świątyni tors przebiegało pęknięcie, które stało się wymownym znakiem.
Kazimierz Gustaw Zemła wiele zawdzięcza bratu mamy, zakonnikowi z Niepokalanowa. Brat Wawrzyniec Podwapiński był jednym z najbliższych współpracowników św. Maksymiliana. Razem budowali Niepokalanów. Gdy siostrzeniec zwierzył się, że dostał zlecenie na rzeźbę Chrystusa, zakonnik ucieszył się bardzo i napisał osobisty liścik do proboszcza z Mistrzejowic, zapewniając że podoła zadaniu.
Franciszkanin zasłynął z dwunastotomowego dzieła poświęconego zegarom. Napisał je, choć nie był z wykształcenia zegarmistrzem. Gdy spóźnił się na spotkanie, św. Maksymilian powiedział mu, że skoro zepsuł mu się zegarek, powinien go naprawić. Jeśli nie umie, niech się nauczy…
- Życie jest po to, by się z nim zmierzyć. Łatwo się zbłaźnić, nawet upodlić, przewrócić, bo ślisko dookoła. Cieszę się z tego, co dostałem i też chcę od siebie innym coś dać – mówi rzeźbiarz. Ciągle jednak upewnia się, jakby nie dowierzał, że jego sztuka porusza sumienia i wyobraźnię. – Są gusta i Gustawy – śmieje się.