Nowy Numer 16/2024 Archiwum

W niebie nie ma emerytury

Święty spokój, wieczne odpoczywanie… Nic z tych rzeczy! Święci mają ręce pełne roboty, żeby z miłością nam pomagać.

- W "Gościu Niedzielnym" przeczytałam notatkę o zakończeniu procesu beatyfikacyjnego pielęgniarki i współpracowniczki bp. Karola Wojtyły, Hanny Chrzanowskiej, która była ochrzczona w Wiązownie. Zainteresowałam się, czy chodzi o tę samą podwarszawską Wiązownię, w której kiedyś mieszkałam. Zadzwoniłam do dawnych znajomych, ale nikt o Hannie nic nie wiedział. Pomyślałam: no jak to?! I w głowie już miałam sześciopunktowy plan działania - mówi Teresa, u której w warszawskim mieszkaniu wisi duży portret bł. Hanny, patronki służby zdrowia, wychowawczyni wielu pokoleń pielęgniarek i twórczyni sieci pomocy parafialnej w archidiecezji krakowskiej.

Powstał na jej zamówienie, a teraz kolportowany jest w tysiącach małych obrazków z modlitwą za wstawiennictwem błogosławionej - pierwszej osoby wyniesionej na ołtarze, która urodziła się w Warszawie. I pierwszej kobiecie w gronie świętych i błogosławionych związanych ze stolicą.

- Niedawno zadzwonił znajomy naszej rodziny, chorujący na raka krtani. Chciał się pożegnać przed trudną operacją, której skutkiem miała być utrata głosu. Od razu pojechałam do kościoła w Wiązownie i wpisałam intencję do wyłożonej obok relikwii bł. Hanny księgi próśb i łask. Niedługo potem dostaliśmy wiadomość, że operacja się udała, a nasz znajomy może normalnie mówić. Takich wysłuchanych próśb było dużo - wspomina Teresa. Jak dodaje, błogosławiona pielęgniarka jest jej prawie tak samo bliska jak patronka - św. Teresa z Avili.

- Czuję, że pomaga mi porządkować moje sprawy, nauczyła mnie z wdzięcznością patrzeć na codzienność, która może być nieustanną modlitwą. Dzięki niej, benedyktyńskiej oblatce, zainteresowałam się benedyktyńską duchowością - mówi Teresa.

 "W każdym utrapieniu trzeba szukać woli Bożej, dlatego w Bogu trzeba szukać spokoju. Najlepiej w cichej modlitwie, w polecaniu wszystkiego, co się czyni, Bogu" - mówił bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Od momentu jego męczeńskiej śmierci 36 lat temu, przy jego grobie obok żoliborskiego sanktuarium jego imienia, niezależnie od pory roku i pogody stoją zapalone znicze i świeże kwiaty, przychodzą ludzie szukający wsparcia w różnych problemach.

- To miejsce zmienia myślenie człowieka. Nadal żyje duchowością ks. Jerzego, który nie zajmował się tłumem, ale człowiekiem - z jego problemami, rozterkami, pytaniami. On je rozumiał. Starał się pomóc, wskazywać różne drogi, ale zawsze pozostawiał wolny wybór - podkreśla Paweł Kęska z Muzeum i Ośrodka Dokumentacji Życia i Kultu Księdza Jerzego Popiełuszki.

Kapłan z Żoliborza był zawsze blisko świeckich, potrafił uruchomić w nich międzyludzką solidarność, gotowość obrony prawdy i wiary, chociażby miało się za to zapłacić wysoką cenę. Teraz jego relikwie są czczone w 1,5 tys. miejsc na całym świecie. Z wielu krajów płyną na Żoliborz świadectwa tych, którym ks. Jerzy wyprosił u Boga łaski. Blisko 600 z nich dotyczy cudownych uzdrowień.

- Ostatnie dotarło do nas z Afryki. Wiele z nich to uzdrowienia z nowotworów, nieuleczalnych chorób, z uzależnień…Jak za życia, tak i teraz ks. Jerzy wielu pomaga odnaleźć wiarę i Boga - dodaje Paweł Kęska.

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy