- Mieli wspólnego ducha - mówi kard. Kazimierz Nycz w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej.
Prymas Tysiąclecia musiał w matce Czackiej widzieć kogoś znacznie większego niż niepełnosprawną założycielkę zgromadzenia. To pod jej wpływem, wbrew dotychczasowym zasadom wielu zakonów, przyjmował później do Ósemek nie tylko osoby sprawne. „Uważam Was za najbliższe mi straże modlitwy. Wszystkie moje niepowodzenia w pracy będę Wam przypisywał, uważając, że nie dość czuwacie przy mnie… ale też wszystkie radości i owoce dla chwały Bożej będę po Bogu i Matce Najświętszej – Wam zawdzięczał” – napisał tuż przed konsekracją biskupią do sióstr franciszkanek. A potem przyjeżdżał wielokrotnie odetchnąć nie tylko laskowskim sosnowym powietrzem, ale przede wszystkim nasiąkać atmosferą „przedziwnego misterium Bożego”, jak nazwał to miejsce. Lubił tu spędzać Wielki Piątek i Sobotę. Tu czuł się u siebie, a mieszkańców traktował po ojcowsku. Niewidomym dzieciom pozwalał liczyć guziki w sutannie i śmiał się do rozpuku, gdy jedno z dzieci stwierdziło, że ma na szyi łańcuch, jak jego krasula. A gdy jedno z dzieci powitało go okrzykiem: „Niech żyje ks. Grymas”, odpowiedział ze śmiechem, że był już „ewidencją”, ale „grymasem” jeszcze nie.
Na dłużej do Lasek trafił w 1942 r. Wiosną 1944 r. został kapelanem AK. Mieszkał w tzw. hoteliku lub w drewnianym domku, dziś zajmowanym przez nauczycieli z Zakładu. W przeddzień wybuchu powstania ks. Wyszyński poświęcił szpitalik, w którym opatrywał na ostatnią drogę duchowymi posługami żołnierzy: spowiadał, rozgrzeszał, ale też zbierał rannych i czuwał przy nich w czasie operacji. Dzisiejsza kaplica Domu Rekolekcyjnego była wielką salą, w której doktor Cebertowicz potrafił operować trzy dni i noce z rzędu.
Z tego czasu przyszły Prymas Polski wspominał też karteczkę, którą odnalazł w stercie spopielonych kart, niesionych przez wiatr z płonącej Warszawy. Były na niej tylko dwa słowa: „Będziesz miłował…”. Pobiegł z tym apelem do Lasek. Uważał to za testament walczącej stolicy.
„Podtrzymywałem na duchu strwożonych sytuacją przyfrontowego życia głównie modlitwą do Matki Bożej” – wspominał później. „Rzecz znamienna – chociaż zakład przechodził przez bardzo ciężkie chwile ostrzału artyleryjskiego, pacyfikacji Kampinosu itp., nigdy nie byliśmy zmuszeni do odłożenia wieczornego różańca”.
We wrześniu 1939 roku, w czasie bombardowania Warszawy, matka Róża Czacka została ranna w głowę i straciła oko. W 1950 roku rozpoczęła się trwająca do śmierci choroba. Zmarła po wielu cierpieniach w opinii świętości 15 maja 1961. Została pochowana na cmentarzu, który znajduje się na terenie Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Laskach.