Nie do 14 lutego, ale aż do wspomnienia św. Andrzeja Boboli zobaczyć można w Warszawie niezwykłą wystawę dzieł Willmanna, nazywanego śląskim Rembrandtem.
Willmann w 1660 roku osiadł na stałe w Lubiążu, kupił tam dom, w 1662 r. ożenił się, rok później przeszedł na katolicyzm, a w kolejnych latach urodziło się jego pięcioro dzieci. Całe swoje dalsze czterdzieści sześć lat życia aż do śmierci spędził w tym miejscu, tworząc nie tylko dla tutejszego klasztoru, ale również na zamówienia z zewnątrz, choćby dla Bernharda Rosy, opata cysterskiego w Krzeszowie, gdzie możemy podziwiać jego dzieła, zwłaszcza freskowe, oraz dla jeszcze innych zleceniodawców, w tym świeckich, w Europie Środkowej.
Zdając sobie sprawę ze swojej pozycji, uzależnienia od mecenatu głównie klasztornego, lecz także ze zdolności artystycznych, z dystansem określał się jako „wiejski malarz”, mając jednak świadomość, że porównywano go z Apellesem - największym malarzem starożytności. Bez wątpienia to najwybitniejszy w Il połowie XVII wieku twórca śląskiego baroku, a jego dzieła są ozdobą i dumą licznych kościołów, klasztorów oraz kolekcji muzealnych, m.in. w Polsce, Czechach, Słowacji, Niemczech, Austrii, Rumunii, Francji.
Wystawa "Willmann encore. Męczeństwa apostołów" to 18 wielkich płócien cyklu malarskiego, stworzonego pierwotnie do kościoła opactwa cystersów w Lubiążu. Powstawały z przerwami prawie 40 lat – od 1661 do około 1700 roku, i są największym dokonaniem Willmanna w dziedzinie malarstwa sztalugowego. Ich tworzenie Willmann zaczynał jako młody trzydziestoletni twórca u progu artystycznej kariery, a kończył jako schorowany siedemdziesięcioletni starzec.