- Czy ten wielki marsz, czy ta fantastyczna frekwencja oznaczają chęć pójścia królewską drogą życia, rodzaj słomianego zapału albo przedśmiertną konwulsję organizmu, który niedługo umrze? - zastanawiał się w homilii.
Ks. prof. Robert Skrzypczak, wspominając amerykański film "Historia małżeńska" Noaha Baumbacha podkreślił, że "ruch feministyczny odpalił bombę antymaryjną".
- Odzwierciedla on przekonanie, iż przez wieki w naszej cywilizacji Maryja stała się narzędziem podporządkowania i gnębienia kobiet. Czy można się dziwić, że odrzucając Maryję jako dziewicę i matkę, świat nasz pełen jest nieszczęśliwych kobiet? Dzisiejsza wyzwolona kobieta chce być przede wszystkim kimś innym, byle nie dziewicą i byle nie matką. Lekarstwem na to byłoby odwołanie się do tej najpotężniejszej kobiety na świecie, by dzięki niej odzyskać zdrową i sensowną kobiecość, zdrową i sensowną męskość - mówił podkreślając, że wszelkie nieszczęścia są pochodną niezdolności kochania.
Odwołał się także do słów arcybiskupa Fultona Sheena, że "poziom życia ludzkości jest taki, jaki zdołają narzucić jej kobiety".
- Na świecie żyje dzisiaj ponad 300 milionów samotnych ludzi. W samej Unii Europejskiej statystycznie co czwarte mieszkanie zajmowane jest przez singli. To dowód triumfu egoizmu nad miłością, wyznacznik zaniku pielęgnowanych dotąd z pełną pieczołowitością w naszym chrześcijańskim społeczeństwie sfer osobowtórczych, czyli małżeństwa, rodziny i wspólnoty. Zewnętrznym przejawem tego procesu jest gniew i frustracja, rozbite krucyfiksy i figury Matki Bożej, Madonny pozbawione głowy i kończyn. Tak się przejawia złość duchowych sierot, cierpiących na brak dostępu do osoby ukochanej matki. Czemu Polacy są tak podatni na te wpływy? Czemu dajemy się tak łatwo przefiltrować hasłom i naciskom rewolucji obyczajowej? Czemu tak liczne poparcie zdobywa idea nieograniczonej aborcji, świeckiego sposobu życia. Czemu młodzi ludzie z niezwykłą łatwością opuszczają instytucje społecznego zaufania i duchowego bezpieczeństwa: rodziny, Kościół, tradycję? zastanawiał się kapłan.
- Wczoraj jeszcze te same dzieciaki jeździły na pielgrzymki, słuchały księdza Pawlukiewicza i grały w zespołach parafialnych. I nagle socjologiczny grom z jasnego nieba: "ręce precz od naszych praw", "nie chcemy żyć w państwie wyznaniowym", "księża to pedofile". Wygląda to na powtórkę słynnego epizodu z Jerozolimy, gdy jednego dnia ludzie kolektywnie wołali "Hosanna Synowi Dawidowemu", a za kilka dni krzyczeli: "Na krzyż z nim, nie chcemy tego, chcemy Barabasza" - wymieniał ks. Skrzypczak.
(obraz) |